|
Stefan Dziubyna
Gładyszów kojarzy się przede wszystkim z konikami huculskimi, jednak dla
grekokatolików ta wieś to przede wszystkim miejsce urodzenia najbardziej
poważanego przez nich księdza greckokatolickiego - ojca mitrata Stefana
Dziubyny.
Stefan Dziubyna urodził się w 1913 roku. W odróżnieniu od ojca uważał się za
Ukraińca. W 1933 roku został skazany na 10 miesięcy aresztu w zawieszeniu za
"szerzenie nacjonalizmu ukraińskiego". Na księdza został wyświęcony w 1938
roku. Pracę duszpasterską zaczął po sąsiedzku, w Żdyni. W czasie okupacji
był katechetą w Ukraińskim Seminarium Nauczycielskim w Krynicy a po wojnie
proboszczem w Nowej Wsi. W 1947 roku trafił do obozu w Jaworznie. Po
zwolnieniu pracował w łacińskim klasztorze w Warszawie, jednocześnie pomagając
w pracy duszpasterskiej o. Ripeckiemu, który pod Ełkiem, jako jedyny na
północy, mimo zakazu, nadal odprawiał msze w obrządku greckokatolickim.
Po 1956 roku ks. Dziubyna z kilkoma innymi księżmi zaczął odbudowywać
greckokatolickie życie religijne. Często wtedy występował do prymasa Stefana
Wyszyńskiego i biskupów z protestami przeciwko dyskryminacji grekokatolików
przez księży obrządku łacińskiego. Cieszył się jednak sympatią Prymasa,
który w 1977 roku mianował go generalnym wikariuszem dla grekokatolików.
Stanowisko to ks. Dziubyna stracił w 1981 roku po napisaniu listu
protestacyjnego do Watykanu w sprawie dyskryminacji grekokatolików. Z
funkcji odwołał go prymas Glemp.
W 1996 roku ukazały się wspomnienia o. Dziubyny "I stwerdy diło ruk
naszych"
. Poniżej fragment wspomnienia księdza o spotkaniach z Nikiforem.
"...W Krynicy ( w czasie wojny) niemal codziennie spotykałem się z Nikiforem
Drowniakiem...Najczęściej widzieliśmy się w krynickiej cerkwi. Nikifor
codziennie, idąc rankiem do miasta, zachodził do cerkwi. Był bardzo pobożny,
codziennie przyjmował komunię, często spowiadał się. Nikifor dobrze słyszał,
ale mówił niewyraźnie. Nie wszyscy księża mogli zrozumieć jego spowiedź, bo
nie wszyscy znali łemkowską mowę. A Nikifor mówił najczystszą gwarą
łemkowską. Ja go rozumiałem, i kiedy się spowiadał, i kiedy z nim
rozmawiałem. Po komunii Nikifor brał swoją walizeczkę i szedł do Żywca
malować.
Potem długo go nie widziałem. Aż gdzieś na początku lat 60-tych spotkałem go
na ulicy, kiedy przyjechałem do Krynicy. Wtedy był znanym na cały świat
artystą. Polacy już zrobili z niego swego...Zabrali...nazwisko, zrobili z
Drowniaka Krynickim. On jednak nie zapomniał niczego i widział co się wokół
dzieje. Raz byłem u niego w domu, pytałem o różne sprawy, w końcu
powiedziałem: Wy jesteście Nikifor, nazywacie się Drowniak, a nie Krynicki.
- Wiem - odpowiedział - ale nie jestem głupi, żeby w kryminale siedzieć.
To mówił Łemko Drowniak, kilka razy wywożony na zachód po 1947 roku. Dali mu
spokój dopiero wtedy, kiedy wydawało się, że zrobił się Polakiem.
Kryniczczanie opowiadali mi też, że po wysiedleniu Nikifor uratował krynicką
cerkiew...(pewnego dnia) zobaczył, że jacyś ludzie szykują się do
zdejmowania bań. Poszedł do rady miejskiej i zaprotestował przeciwko
niszczeniu cerkwi. Wtedy był już znany, więc Polacy posłuchali go..."
Informacje nadesłał: Igor Hrywna
Wszystkie uwagi kierować proszę na adres bartek@beskid-niski.pl
beskid-niski.pl na Facebooku
|
|