Góry
  • Turystyka piesza
  • Mapa wydawnictwa PTR Kartografia na podkładzie map WIG
  • Mapa wydawnictwa Compass. Wydanie III z 2005 roku.
Łemkowie i Łemkowszczyzna
  • Łemkowie
Obiekty i miejscowości
  • Miejscowości
  • Cmentarze wojenne
  • Cerkwie i kościoły
  • Tabela obiektów
Przyroda
  • Przyroda
Noclegi
  • Noclegi
  • Jak znaleźć nocleg?
  • Dodaj ofertę
Galerie zdjęć
  • Najlepsze zdjęcia
  • Panoramy sferyczne
  • Galerie tematyczne
  • Zdjęcia archiwalne
Informacje praktyczne
  • Przejścia graniczne
  • Komunikacja
  • Pogoda
Sport
  • Rower
  • Sporty zimowe
Portal beskid-niski.pl
  • Wyniki zakończonego konkursu
  • Księga gości
  • Subskrypcja
  • Linki
  • Mapa portalu

 

/ Miejscowości / Jasionka k.Gładyszowa (opis + foto)
 

Jasionka k.Gładyszowa (opis + foto)

Region:Dorzecze górnej Wisłoki

Jasionka - łem. (Jasiunka) - wieś Jasionka położona jest w dolinie małego potoku o takiej samej nazwie, będącego dopływem Zawoi. Dolina wsi otoczona jest niewysokim górami. Od strony północno-wschodniej, od sąsiedniego Wołowca, Jasionkę oddziela Obszar (685 m. n.p.m.), od strony południowo-zachodniej, tereny Jasionki od sąsiedniej Lipnej i Koniecznej oddziela Kamienny Wierch (710 m. n.p.m.), Czarna (703 m. n.p.m.) oraz Czerteż, od strony północno-zachodniej wieś graniczy z Krzywą a od strony południowo-zachodniej z dziś nieistniejącą wsią Czarne. Przez Jasionkę przebiegała i również przebiega dziś droga z Radocyny i Grabiu do Gorlic przez Krzywą, Pętną i Sękową. Dzisiejsza Jasionka przedstawia smutny obraz, jakże inny od wyobrażenia łemkowskiej wsi - zabudowania PGR-u oraz kilka powojennych budynków - z dawnej Jasionki nie zachowały się żadne zabudowania mieszkalne i aż trudno uwierzyć, że ta wieś, która dziś dla wielu przejeżdżających do pięknej Radocyny i Czarnego nie jest żadną atrakcją, posiada tak bogatą historię i do 1947 roku była ludną i gęsto zabudowaną wsią tworzącą jedną gromadę wraz z sąsiednią Krzywą i Banicą.
Dawna Jasionka tylko w części pokrywa się z dzisiejszymi zabudowaniami wsi - wieś w dolnej swej części rozciągała się wzdłuż drogi z Radocyny do Krzywej (zgodnie z dzisiejszymi zabudowaniami) ale większość zabudowań znajdowało się przy dziś nieistniejącej drodze podchodzącej pod szczyt Czarnej. Droga jest jeszcze pośród traw widoczna a wzdłuż niej stoi kilka kamiennych i żeliwnych krzyży oraz rzeźb kamiennych

Według ustnego przekazu mieszkańców, nazwa wsi pochodzi z czasów gdy przodkowie mieszkańców Jasionki przybyli na te tereny i zastali gęsty las pełen Jesionów, który musieli wykarczować by móc się osiedlić. To właśnie od nazwy "jesion" pochodzi prawdopodobnie nazwa wsi. W tym ustnym przekazie z pewnością jest duża doza prawdy gdyż we wsi w latach 30-tych było kilka dorodnych Jesionów, które z pewnością miały kilkaset lat.
Pierwsza wzmianka o należącej do królewszczyzn Jasionce pochodzi z 1665 roku, wiadomo również iż w 1765 będąc nadal wioską królewską posiadała 12 ról.
We wsi nie było nigdy cerkwi i cmentarza a Jasionka, Krzywa, Banica i Wołowiec to była jedna parafia z cerkwiami w Krzywej i Wołowcu i dlatego też dzieje Jasionki wiążą się nierozerwalnie z historią Krzywej i Banicy a wiele zdarzeń i wspomnień jest wspólnych dla tych trzech, nieodległych wsi.
Powierzchnia wsi przed wojną wynosiła ponad 600 hektarów z czego 300 hektarów to była ziemia orna, 200 hektarów lasy i pastwiska i 100 hektarów pańskiego lasu We wsi żyły 73 rodziny w tym rodzina Żyda karczmarza - Chaima z żoną Isterką oraz rodzina kowala - polaka Józefa Skurskiego.
Był w Jasionce też cygan, który zwał się Kuźma Michalik. Był do 1912 kowalem w Jasionce, kiedy to przeniósł się na Banicką Górkę. Był świetnym fachowcem. Prócz tego, cała rodzina była umuzykalniona i zarabiała graniem na weselach.

Za panowania Austro-Węgier wielu mieszkańców wsi szukało zarobku poza swoją wsią. Najbliżej było na Węgry gdzie często wyjeżdżano na żniwa. Jednak główna fala emigracji ukierunkowana była na Stany Zjednoczone i Kanadę. Tak z Jasionki jak i z całego powiatu gorlickiego emigrowało wiele osób - najczęściej po kilka osób z jednej rodziny. Pierwszymi, jeszcze XIX wiecznymi emigrantami z Jasionki był niejaki Filjak oraz Petro Koban, który do Ameryki płynął statkiem aż 3 miesiące. Gdy oni przetarli szlaki ruszyła na przełomie XIX i XX wieku prawdziwa fala emigracji. Część zostawała w Ameryce na stałe a część po kilku latach pracy wracała do Jasionki.

W 1902 roku spłonęła cerkiew i szkoła w Krzywej. Po służbie odprawianej przez księdza Polyszknowicza zapomnieli zgasić w cerkwi świeczki i od nich zapalił się obrus a od obrusa reszta. Działo się to latem we wtorek gdy większość gospodarzy była na jarmarku w Gorlicach i nie było komu gasić pożaru. Ogień w cerkwi długo się tlił i gdy zbiegli się zaalarmowani mieszkańcy, płomień wydostał się na zewnątrz i wiadomym było, że cerkiew ani jej wyposażenie są nie do uratowania. Szkoła była blisko i też się zapaliła ale przynajmniej udało się wynieść część wyposażenia. Nauczycielem w Krzywej był wtedy Kobanyj, który po pożarze przeniósł się do Gładyszowa. Po pożarze mieszkańcy wsi chodzili na msze do Czarnego, Lipnej, Zdyni i Wołowca.
W tym czasie radocynianie mieli dwie cerkwie - starą i nową. Cerkiewny komitet z Krzywej udał się do Radocyny i odkupili starą radocyńską cerkiew, przenosząc ją do Krzywej. Musiano ją remontować bo była bardzo stara.
Ksiądz często sugerował mieszkańcom Krzywej, Jasionki i Banicy, że przydałby się remont plebanii na Wołowcu, która ze starości mogła ulec zawaleniu .Mieszkańcy tych trzech wsi nie zgodzili się na to gdyż starali się o plebanię w Krzywej, gdyż miel dosyć przywożenia księdza z Wołowca, który często nie miał konia a droga do Wołowca była błotnista i kamienista a w zimie często zasypana. Odmówienie księdzu spowodowało jego gniew, więc postanowił, że na Krzywej msza będzie odprawiana co trzecią niedzielę - argumentował to tym, że w Krzywej jest kaplica a nie cerkiew. Komitet, który zawiązał się w Krzywej zdecydował, iż mimo braku środków trzeba się zdecydować na budowę nowej cerkwi.
Pomimo wszystkich przeszkód zaczęto budować cerkiew. Najpierw trzeba było zebrać pieniądze by zapłacić majstrom. Głównym majstrem był Szyrotak z Gładyszowa a jego pomocnikami byli mieszkańcy Jasionki - Aftan Kopcza i Petro Koban a głównym kierownikiem budowy był Jurko Szweda z Jasionki. Gospodarze zimą ścinali drzewo w plebańskim lesie i zwozili do Krzywej. Przy budowie pomagał kto mógł i dokładał się też kto mógł. Na dzwon pieniądze przysłali pieniądze emigranci z Ameryki a krzyż wykonał cygan Kuźma Michalik. Cerkiew poświęcona została w 1907 roku a główna w tym zasługa Jurko Szwedy z Jasionki, który jednocześnie został gospodarzem cerkwi, sekretarzem i wójtem w Jasionce.
Choć w Krzywej były już dwie cerkwie, to ksiądz był nadal nieugięty i trzeba go było wozić gdyż nadal swoje duszpasterstwo w Krzywej warunkował nową plebanią w Wołowcu - mieszkańcy co prawda godzili się na nową plebanię ale w Krzywej. Sprawa rozbiła się o sąd. Od 1910 roku okolice wsi były terenem austriackich manewrów wojskowych. W Jasionce jeszcze przed wojną została założona czytelnia imienia Kaczkowskiego. W obliczu zbliżającej się wojny wszelkie posądzenia o posiadanie książek z Rosji mogło się źle skończyć. Zresztą w czytelni, która mieściła się u Antona Zoryły. Przeprowadzono nawet rewizję w poszukiwań książek. W czasach gdy pierwsze wsie zaczęły przechodzić na prawosławie taki też pomysł powstał w Jasionce co doprowadziło do konfliktu z mieszkańcami Krzywej… a poszło o cerkiew. Gdy mieszkańcy Jasionki postanowili przejść na prawosławie, postanowili przenieść do Jasionki starą cerkiew z Krzywej, która została przeniesiona z Radocyny. W jeden dzień rano cała wieś wraz z wozami pojechała do Krzywej gdzie cerkiew sprawnie rozebrano i przewieziono ją do Jasionki. Plac pod cerkiew przekazał Dmytro Pelesz i już na drugi dzień cerkiew zaczęto składać. Krywanie zaraz podnieśli alarm, że jasionczanie wykradli cerkiew w biały dzień. Na trzeci dzień przyszli żandarmi i nakazali zaprzestania prac.
Podczas I-szej wojny światowej, w 1915 roku, znów spłonęła cerkiew w Krzywej więc postanowiono przemieść na powrót starą cerkiew, która leżała poskładana w Jasionce.
Obecna cerkiew była budowana przez Bojków. Pieniądze na budowę cerkwi zbierali wszyscy parafianie a część zebrali emigranci Z Ameryki i Kanady. Drzewo na budowę cerkwi zwozili wszyscy parafianie z gromadzkiego lasu. Cerkiew w Krzywej była centrum życia religijnego dla Jasionki, Banicy, Krzywej i częściowo Wołowca oraz życia kulturalnego - w końcu to przy cerki powstały pierwsze szkoły i czytelnie

Mieszkańców wsi nie ominęła zawierucha I-szej wojny światowej. Do wojska powołano kilku mieszkańców Jasionki min. Mytro Pelesz, Mytro Kopcza…i jeszcze kilku innych. Dwóch na pewno zginęło na samym początku wojny a Dukacz Dokla wrócił z wojny ciężko ranny w nogę. Zostali oni wezwani do Krakowa gdzie dano im mundury i broń i wysłano ich na front w okolice Lublina. Przed wyjazdem na front uczestniczyli oni w spotkaniu z biskupem krakowskim. Mieszkańcy Jasionki walczyli też na froncie włoskim (Iwan Wasenko, Fećko Pelesz).
Front nie ominął też Jasionki. Zatrzymał się on w okolicy na klika miesięcy a w Jasionce na zmianę pojawiali się to Kozacy to wojska Austriackie. Jak większość wsi w okolicy tak i mieszkańcy Jasionki musieli oddać wojsku całe zapasy ziarna, żywności a także zwierzęta, które zabijano na mięso dla wojska. Pozwolono zachować tylko jedną krowę na rodzinę. Z tego to powodu po ustąpieniu frontu nastał we wsi wielki głód i zaczęły szerzyć się różne choroby, które powodowały śmierć wielu osób. Z niektórych rodzin zmarło i po kilka osób i jak wspominali mieszkańcy czasami dziennie było i kilka pogrzebów. Pozostałego we wsi bydła też nie było czym karmić.
Początek I-szej wojny to nie tylko mobilizacja do wojska. Mieszkańców Jasionki nie ominęły także wywózki do Tallerhofu - austriackiego obozu w Styrii gdzie wywożono wszystkich, których podejrzewano o sprzyjanie Moskalom. Z Jasionki wywieziono kilka osób (Antona Zoryło, Petro i Andrzeja Pelesza, Jurko Szweda, rodzina Romańczaków). Powody wywózki były bardzo błahe i nie związane z polityczną działalnością mieszkańców Jasionki. Rodzina Romańczaków i Zoryło np. została wywieziona za to, iż byli inicjatorami budowy w 1906 kaplicy, która została postawiona w górnej części wsi a ponadto sprzyjali prawosławiu. Powodem też było to, że uczestniczyli w Służbie Bożej, którą w Grabiu odprawiał Maksym Sandowicz ze Zdyni (wkrótce rozstrzelany przez Austriaków - dzisiejszy święty cerkwi prawosławnej). Jak wspominali mieszkańcy wsi, Austriacy dowiedzieli się o tym od karczmarza Chaima. W Tallerhofie przeżyli oni wielki męki, tortury a choroby, które ich dotknęły jeszcze długo niszczyły ich zdrowie.
Gdy na wiosnę 1915 z Karpat pod naporem frontu zaczęły wycofywać się wojska rosyjskie młodzi mieszkańcy wsi, którzy nie zostali wcieleni do wojska w 1914 roku obawiając się represji, ewentualnych aresztowań bądź wcielenia do armii austriackiej dołączali do wycofującej się armii rosyjskiej. Z armią poszli min Petro Kopcza, Wasyl Gracoń, Iwan Zoryło, Iwan Kopcza i po wybuchu rewolucji i kilkuletniej tułaczce między innymi w Kijowie, Charkowie i Połtawie wrócili do wsi. Niestety spośród nich nie wrócili Iwan Zoryło i Iwan Kopcza.

Wieś z wojny wyszła bardzo zniszczona, nie było co jeść, nie było w co się ubrać, choroby zbierały śmiertelne żniwo ale pomału pomagając sobie nawzajem starano się wszystko odbudować. W 1918 roku Łemkowie z Jasionki znaleźli się w nowej rzeczywistości - rozpadły się Austro-Węgry i rządy objęła polska władza. Władza w pierwszych miesiącach wysłała kilku mieszkańcom Jasionki powołania do wojska lecz nie byli oni skorzy do kolejnej wojny i aż do czasu zakończenia wojny polsko-bolszewickiej ukrywali się w okolicznych lasach (min. Petro Kopcza i Wasyl Gracoń, którzy powrócili z kilkuletniej tułaczki). Najbliższy posterunek polskiego wojska znajdował się w Gładyszowie.
Ludzie zaczynali dochodzić do siebie lecz wkrótce nastał kryzys ekonomiczny i straszna inflacja.
Z początkiem lat 20-tych ludziom żyło się ciężko, nie mieli wsparcia od nowej władzy ale starali się pracować na swoim. Niektórzy najmowali się do pracy u Długosza w Siarach a gdy w połowie lat 20-tych Żydzi zakupili las na Czerteżu wielu mieszkańców Jasionki zatrudniło się przy ścince i zwózce drzewa. Następnie wywożono drzewa do pobliskich Tartaków min. do Czarnego. Mieszkańcom pomagali też Ci którzy pod koniec XIX wieku wyjechali za pracą do Ameryki a z każdej rodziny w Jasionce wyjechało po kilka osób. Z czasem sytuacja ekonomiczna mieszkańców się poprawiła. Większość pracowała w pańskich lasach a Ci co mieli swoje sprzedawali drzewo Żydom z Gorlic.
Kilku mieszkańców wsi trudniło się handlem tzn. chodzili z towarami na drugą stronę granicy. Część z nich na własną rękę a część na zlecenie karczmarza Chaima, któremu za zapłatą przynosili zza granicy spirytus. Raz zdarzyło się, iż wyprawa się nie udała i uczestników przemytu złapali pogranicznicy a gdy dowiedzieli się, że organizatorem jest Chaim to został on ukarany a towar skonfiskowano.
Z początku gdy Polska władza miała inne problemy mieszkańcy Jasionki mieli spokój lecz nie trwało to długo. Pojawiało się coraz więcej polskich urzędników a także przysłano do wsi polską nauczycielkę.
Najbardziej korzystna była dla mieszkańców Jasionki hodowla bydła i owiec. Krowy, których trzymano po kilka sztuk, dawały mleko z którego wyrabiano ser a także masło dla swojego użytku i na sprzedaż. Byki służyły mieszkańcom jako siła pociągowa do orania, zwożenia siana, drzewa albo hodowano je na sprzedaż. Owiec chowano po kilkanaście sztuk a ich wełna wykorzystywana była do wykonywania odzieży
W latach 20-tych XX wieku, większość mieszkańców miało już konie, którymi zdecydowanie szybciej można było obrabiać ziemie a w razie potrzeby wierzchem pojechać na jarmark do Gorlic lub Bardejowa. Najmniej chowano kóz. W przydomowych ogródkach były również kury, króliki, gęsi i kaczki.
Mieszkańcy mimo mało urodzajnej ziemi próbowali zajmować się też uprawą ziemi. Prócz uprawy mieszkańcy zajmowali się sadownictwem. Najwięcej w okolicy rosło czereśni, gruszek, jabłek, śliwek. Jednak większość gospodarzy nie opiekowała się zbyt sumiennie swoimi drzewami ale byli i tacy, którzy regularnie przycinali i szczepili drzewa i na pewno pośród tych najbardziej zaangażowanych w sadownictwo należy wymienić Michała Wasylko, Wasyl Romańczaka, Semana Smyj, Hrycza Kopczę, Jurko Zoryło, Stefana Hajtko czy Wasyla Graconia.
W okolicy Jasionki było też dużo lasów ale w większości były to lasy iglaste. Przed drugą wojną światową drzewo było podstawowym bogactwem wsi. Każdy gospodarz miał swój las i jeśli miał czym zawieźć drzewo do Gorlic to mógł stwierdzić, że pieniądze rosną w lesie. Ludzie jednak gospodarzyli rozsądnie i oszczędzali lasy myśląc przede wszystkim o dzieciach. Nie korzystano wiele z leśnego drzewa a jedynie na budowę domów, wyrób gontów i na opał. Niestety po wysiedleniu Łemków na zachód natychmiast wykarczowano większość dorodnych, kilkudziesięcioletnich drzew zasadzając w to miejsce nowe sadzonki. Były również inne zajęcia, które dawały dochód mieszkańcom i mimo, że każdy gazda starał się wykonywać wszystko sam to jednak czasami należało skorzystać z "usług" fachowca. Było w Jasionce kilku specjalistów od budowy chyż i mieli oni zamówienia nie tylko z Jasionki ale także z wielu okolicznych wsi. Najlepszymi budowniczymi byli Aftan Kopcza, Andrej Zoryło, Stefan Hajtko i Stefan Smyj. Byli nie tylko świetnymi budowniczymi ale również wykonywali wszelkie roboty stolarskie (wyrabiali stoły, krzesła, wozy, maszynki do przędzenia). Jeśli chodzi o wozy to najlepszym rzemieślnikiem we wsi był Hnat Zoryło, który perfekcyjnie wykonywał koła, osie, dyszle. Aby wykonać zawiasy, zamki, podkuć konia albo tylko zaostrzyć pług, udawano się najczęściej do mieszkających w Krzywej Cyganów bądź udawano się do miejscowych warsztatów kowalskich Mytra Kwoczki czy polaka Skurskiego, który swoja kuźnię do 1940 roku (wyjechał z Jasionki) miał koło karczmy Żyda Chaima. Była też we wsi olejarnia, którą prowadził znany w całej okolicy Wasyl Romańczak. Szewstwem zajmowali się Andrzej i Iwan Hajtko, Demko Onuszczak, Jurko Zoryło. Byli oni z wyjątkiem Andrzeja Hajtko samoukami, który uczył się swojego fachu w Gorlicach. Wiejski sklep prowadził Iwan Hajtko. Fryzjerstwem zajmował się Demko Onuszczak, którego nożyce były znane nie tylko w Jasionce ale także w okolicznych wsiach. Był nawet we wsi specjalista od wyrywania zębów a mianowicie Wasyl Gracoń.

Już w XIX wieku powstała szkoła i z racji tego, że Jasionka, Krzywa i Banica to jedna gromada więc na lokalizację szkoły wybrano Krzywą jako, że była pomiędzy Jasionką i Banicą a z najdalszych domostw dzieci miały 2,5 kilometra do szkoły. Pierwotnie była to szkoła jednoklasowa i jako, że była zbudowana zawsze przy cerkwi to też dzieliła jej los. Gdy szkoła podzieliła los cerkwi i została spalona, zajęcia odbywały się w domach a nauczyciel jeździł po chyżach także w okolicznych wsiach.
Na jesień 1903 roku zaczęto prowadzić szkołę na Jasionce, gdyż koło gospodarstwa Dzopy stała pusta chyża. Przeniesiono tam część wyposażenia uratowanego z pożaru szkoły w 1902 roku. Nauczycielem został Hurka z Małastowa. Do tej szkoły chodziły dzieci z Krzywej i Jasionki i mimo różnego wieku uczyły się w jednej klasie.
Szkoły w Krzywej nie było aż do 1910 roku.
Po pierwszej wojnie światowej wybudowano we wsi szkołę, która przetrwała wojnę i po wysiedleniach służyła polskim osadnikom jako sklep a szkołę przeniesiono do budynku plebanii. Był to drewniany budynek kryty blachą z mieszkaniem dla nauczyciela i jedną klasą z dużym placem wokół, który był wykorzystywany jako boisko oraz jako ogród dla nauczyciela.
Po wysiedleniach szkoła nadal funkcjonowała i uczyły się w niej dzieci polskich osadników oraz cyganów z Krzywej.
Znani z nazwiska są nauczyciele, którzy uczyli dzieci z Jasionki, Krzywej i Banicy. Z początku był to Kobanyj, Hołowka, Perejma i Połoszenowycz. Potem zaczął się okres narzucania kultury polskiej i w szkole zaczęła uczyć Pani Habela (polka, która uczyła już wyłącznie po polsku, traktując język łemkowski jako przedmiot dodatkowy, nie znała języka łemkowskiego, nauczała po polsku wszystkich przedmiotów, niestety nie miała ona przygotowania pedagogicznego była w opinii mieszkańców słabym nauczycielem. To za jej czasów doszło do buntu gdy część uczniów odmówiła modlitwy "Ojcze nasz" w języku polskim. W 1939 roku po wkroczeniu wojsk niemieckich, szkoły zostały poddane z nadania Niemców, ukraińskim władzom. Rozpoczęło się nauczanie wszystkich przedmiotów w języku ukraińskim, który dla dzieci był nie zawsze zrozumiały.
Do tego od trzeciej klasy językiem obowiązkowym był język niemiecki. W tym wojennym czasie obowiązki nauczyciela pełniła żona swiaszczennika z Krzywej Wołodymyra Hajdukiewicza - Ljubomyra Hajdukiewicz. Uczyła tylko w języku ukraińskim a także prowadziła zajęcia z języka niemieckiego. Była dobrą nauczycielką ale bardzo nerwową. W jej pracy dydaktycznej pomagał jej też ksiądz Hajdukiewicz, który uczył nie tylko religii ale też geografii, wychowania fizycznego, historii a także przygotowywał z uczniami sztuki teatralne. Nauczycielka Ljubomyra Hajdukiewicz prowadziła również chór, który śpiewał w cerkwi i na szkolnych uroczystościach.
W tym czasie rozpoczęto też w szkole akcję dożywiania dzieci, którzy dostawali chleb z margaryna lub marmoladą oraz makaron z czarną kawą. Przy szkole była bogato wyposażona biblioteka, z której mógł korzystać każdy uczeń i dorosły. Zajęcia w szkole w tym wojennym czasie trwały do czerwca 1944 roku. Po wakacjach zajęcia się już nie rozpoczęły gdyż front zbliżał się już do pobliskiej Krempnej.
Po opuszczeniu wsi przez Niemców znowu wznowiono zajęcia w szkole. Najpierw uczył Andrzej Sajfert z Banicy a potem Bazarnik z Pętnej.

W każdej wsi w dwudziestoleciu międzywojennym byli wójtowie (Ampol Hajtko, Mytro Pelesz, Jurko Szweda, Michał Pac, Michał Wasylko Łukasz Dokla. W 1934 polska władza wprowadziła w miejsce wójta urząd sołtysa. Ten urząd z tym tytułem sprawował min. Fećko Urda, Fećko Urda, Mytro Keć i Fećko Michalik (był ostatnim sołtysem przed wysiedleniem w 1947 roku). Oprócz sołtysa wybierany był również jego zastępca. Zasada była taka, że jeśli sołtys był z Krzywej to zastępca był z Jasionki lub Banicy. Podczas okupacji, sołtysem był Mytro Keć z Banicy a jego zastępcą jasionczanin Seman Smyj. Ostatnim przedstawicielem władz z Jasionki był Iwan Hajtko, który po wysiedleniu na zachód wrócił i osiedlił się w Zdyni gdyż nie udało mu się wrócić do Jasionki.

Wiosna i lato 1939 roku to już koncentracja wojsk w górach i ćwiczenia oraz manewry. Wszystkich zdolnych do pracy wzięto do prac przy umocnieniach na Magurę pomiędzy Gładyszowem a Pętną i Małastowem. Kto miał konie to szedł z końmi do pracy, kto nie miał to szedł z narzędziami. Robiono tam zasieki przeciw niemieckim czołgom. Jak się okazało, te drewniane zasieki i pułapki nie były żadną przeszkodą dla uzbrojonej po zęby armii niemieckiej.
Tuż przed wojną spłonęła w Jasionce Karczma prowadzona przez Żyda Chaima - jak się okazało nie był to przypadek - była ona wysoko ubezpieczona w Towarzystwie Asekuracyjnym, Chaim zainkasował odszkodowanie i wcale się nie zmartwił, że jego będzie musiał odbudowywać swoje miejsce pracy. Miał już od dawna przygotowany wyjazd do Palestyny a ten pożar był tylko ogniwem misternego planu; dzięki tej mądrej decyzji uniknął zagłady jak to się stało z Żydami zamieszkującymi okoliczne wioski (jak np. Żyda Abisa - krawca z Krzywej).
Przed II wojną przy pierwszej mobilizacji znów powołano do wojska kilku chłopców z Jasionki. (Fećko i Andrzej Szopa, Hryć Kopcza i Stefan Zoryło - A.Szopa i Hryć Kopcza wrócili do Jasionki a Fećko Szopa i Stefan Zoryło prawie całą wojnę przebywali w niewoli w Niemczech a po wojnie wyjechali do Australii i Kanady).
Do Jasionki Niemcy weszli we wrześniu idąc od Zdyni przez Wierch. Było ich trzech na motocyklu z przyczepą. Wzbudzili sporą sensację we wsi sami rozglądnęli się po wsi i pojechali do Krzywej. W następnych dniach również pojawiali się Niemcy ale tylko na konnych patrolach jadąc łąkami i drogami leśnymi.
Z początku Niemcy obchodzili się z mieszkańcami Jasionki dobrze ale nie trwało to długo. Pierwszą ich decyzją było wyznaczenie sołtysa na gromadę czyli na trzy wsie (Jasionkę, Krzywą i Banicę). Sołtysem został Hryć Kec z Banicy a podsołtysem Seman Smyj z Jasionki. Gromada nasz została przydzielona do gminy w Gładyszowie gdzie wójtem był wyznaczony Kobanyj. Wyznaczono też policję, którą zostali tzw. "siczowcy" których komendantem został Niemiec Duwe. Pochodzili oni z Zakarpacka z okolic Użhorodu i ochoczo służyli Hitlerowi będąc znienawidzonymi przez mieszkańców, byli brutalni, ordynarni i nie dało się z nimi wejść w żadne układy. Pierwszy raz pojawili się oni w Jasionce jesienią gdy zostali wezwani do załagodzenia sporu pomiędzy sąsiadami. Zrobili to "szybko i sprawnie" używając drakońskich metod - pobici zostali zarówno zamieszani w spór jak i świadkowie wydarzenia. Potem było jeszcze gorzej… za najmniejsze przewinienia ludzie byli bici i wywożeni na posterunki do Gładyszowa i Uścia Ruskiego.
Pomagali Niemcom jak tylko mogli, szczególnie skoro wyłapywali mężczyzn wyznaczonych na roboty do Niemiec. Od początku 1940 roku do Niemiec wywieziono kilkanaście osób do pracy.
Jak tylko Niemcy rozpoczęli wojnę na Związkiem Radzieckim przez wioskę przez dwa dni od Czarnego do Krzywej maszerowało wojsko niemieckie - przeważnie byli to młodzi chłopcy, którzy ze śpiewem maszerowali na wschód - starsi rangą dostojnie jechali na rowerach. Rozpoczęcie wojny z ZSRR diametralnie zmienił też stosunek do mieszkańców wsi. Bardzo dużo wycięto lasów w okolicy a mieszkańców zmuszono do zwożenia tego drzewa do Gorlic. Było to naprawdę ciężka praca ale niemiłosiernie egzekwowana przez Ukraińców. Raz zdarzyło się, że Petro Kopcza z powodu ciężkiej choroby nie zwiózł drzewa., pojawili się policjanci i gdy zobaczyli, że w zagrodzie stoi koń a drzewo nie jest zwiezione wywlekli chorego i strasznie go pobili. Ludzie szukali różnych metod aby wyzwolić się od tej ciężkiej pracy. Dochodziło nawet do tego, że przekupywali weterynarzy w Gorlicach by otrzymać zaświadczenie, że koń jest chory i niezdolny do pracy. Zaczął się czas gdy wyznaczono mieszkańcom bardzo wysokie kontyngenty mlek i bydła… coraz ciężej było ludziom - Niemcy za nic nie płacili ale i tak za posiadane pieniądze nic nie można było kupić (sól, czasami cukier i zawsze szkiełka do lamp). We wsi zaczął kwitnąć handel wymienny a jeszcze większe znaczenie niż dotychczas zaczęły odgrywać owoce lasu.
Mieszkańcy Jasionki musieli szukać innych źródeł utrzymania. Narażając się na areszt, represje i wywózki do Niemiec przekraczali w nocy granicę i na plecach nieśli ciężkie kosze z masłem, jajkami i… kropką a przynosili inne towary, których brakowało na Łemkowszczyźnie. Początkowo Niemcy karali łagodnie złapanych na granicy jednak szybko się to zmieniło i pojmanych wysyłano na roboty do Niemiec.
Najaktywniejsza w tym procederze "wycieczek" do położonej po drugiej stronie granicy Polanki i Ondavki była grupa w skład której wchodzili min. Iwan i Fećko Zoryło, Wasyl Romańczak, Tymko Szweda, Mytro Kwoczka, Anton Hatalowycz i jeszcze kilku. W późniejszych latach okupacji kary za taki handel były tak surowe (groziła nawet śmierć), że mieszkańcy zaniechali tego procederu.
W 1944 wszyscy mieszkańcy, którzy nie zostali wywiezieni do Niemiec a mogli utrzymać w rękach łopatę zostali zmuszeni do katorżniczej pracy przy kopaniu okopów. Część z nich pracowało na linii front a mimo, że front zatrzymał się na linii Desznica - Krempna - Ciechania to mieszkańców Jasionki i okolicznych wsi wywieziono aż do odległej Śnietnicy gdzie Niemcy szykowali główny wał obronny - jak się okazało umocnienienia wykonane przez mieszkańców całej Łemkowszczyzny na szczęście się nie przydały.
W 1944 roku bardzo aktywnie działała partyzantka, Niemcy i siczowcy nie byli już tak pewni swojego, chodzili w większych grupach i często organizowali nieskuteczne obławy na partyzantów.
Z początkiem 1945 roku, wycofujący się Niemcy zabrali z Jasionki, Krzywej i Banicy wszystkie konie - ostały się tylko źrebaki i stare, nie nadające się do ciągnięcia dobytku uciekających Niemców. Nieliczni z mieszkańców uratowali swoje konie jak Wasyl Romańczak, który wyprowadził swoje konie na "stojankę" na Wierch. Gospodarze musieli swoje konie odprowadzić aż do Szymbarku gdzie Niemcy mieli swój punkt zborny ale na szczęście gospodarzy puszczono wolno. Ranny wrócił tylko Marko Bybel ale on nie mógł się zanosząc płaczem rozstać ze swoim koniem co rozwścieczyło Niemców. Późnym latem 1944 gdy było już wiadomo, że Niemcy są w odwrocie z Gładyszowa i Uścia Ruskiego zniknęli "siczowcy". Uzbrojeni w małych grupach przez Wirchne i Banicę pomaszerowali na wschód i wkrótce zasilili leśne oddziały UPA działające we wsch części BN Późnym latem gdy ustalił się front w okolicach Ciechani - okoliczne wsie pod stałym ogniem artyleryjskim zostały doszczętnie zniszczone. Część mieszkańców tych wsi (Ciechania, Żydowskie, Rozstajne, Grab, Ożenna) uciekła do rodzin w okolicznych, bezpiecznych wsiach a następnie nie mając do czego wracać (wsie zostały zrównane z ziemią) ulegając agitacji wyjechali na sowiecką Ukrainę a reszta w długiej kawalkadzie przeszła na zachód. Niestety nie było możliwości by zostali w Jasionce, została tu tylko jedno rodzina z Grabiu u Nasty Zoryło (byli kuzynostwem).
Gdy Niemcy wycofywali się pod naporem frontu przez kilka dni i nocy przez wieś przejeżdżała nieskończenie długa kolumna pancerna - było tego tak dużo i jechali tak szybko, że czasami trzeba było czekać kilka godzin by przejść na drugą stronę wsi. Podczas walk frontowych i ewakuacji we wsi zakwaterowała się grupa Niemców, która zajęła kilka chyż, wokół domów stały zamaskowane pojazdy ale na szczęście pogoda w tym okresie była fatalna i nie doszło do tego czego obawiali się mieszkańcy czyli ataku z powietrza przez rosyjskie lotnictwo - zapewne wtedy została by zniszczona wieś. Jak się okazało, ten oddział wypoczywał w Jasionce przed przerzutem na front zachodni. Na ich miejsce przyjechał oddział kwatermistrzowski, zajęli część wiejskich chat (mieszkańcy mieszkali w stajniach) i przebywali w Jasionce ponad 4 miesiące aż do grudnia 1944. Jasionka stała się jednym wielkim magazynem wszelakich produktów, które były dostarczane na front - np. w domu Fećka Romańczaka był magazyn chleba u Seman Pidbereźniaka i jeszcze w kilku innych chyżach składowano ziarno a w innych dziesiątki innych produktów. Jeśli mieszkańcom trafili się żołnierze współczujący doli mieszkańców przebywających w stajniach to zdarzało się, że sporo udawało im się korzystać z tych wojskowych skarbów.
Część tych produktów była składowana w ogromnych jamach ziemnych, które musieli na rozkaz Niemców wykopać mieszkańcy.
W górnej części wsi natomiast rozlokowały się dwie inne jednostki - jedna to byli wojskowi mechanicy, którzy utworzyli warsztat naprawczy dla przejeżdżających samochodów a druga jednostka opiekowała się składem amunicji, która była trzymana w specjalnie wykopanych jamach w lesie pod Wierchem.
W grudniu Lipna stała się obozem Rosjan, wszyscy zdawali sobie sprawę, że decydujące rozstrzygnięcia to kwestia kilku najbliższych dni, wszyscy spodziewali się najgorszego. Niemcy koło Chaimowego domu, na jego pole zwozili zabitych z frontu i tam ich grzebano, krzyży przybywało.
W pierwszych dniach stycznia przez kilka dni wokół Jasionki trwała nieustanna strzelanina pomiędzy jednostkami rosyjskimi i wycofującymi się Niemcami. Gdy wszyscy Niemcy wycofali się ze wsi przez Jasionkę przeszedł oddział, który wyruszył z Wołowca do Zdyni - szli tą samą drogą co 1939 roku - byli to ostatni Niemcy jakich widziano w Jasionce. Wszyscy z niecierpliwością czekali na "nowe" na Rosjan, którzy przybyli dopiero po kilku dniach (nie licząc ciągle widzianych w okolicy wsi zwiadowców). Do wsi wróciła część mieszkańców, która z różnych powodów ukrywała się w lesie a przez krótki czas po wycofaniu wojsk niemieckich mężczyźni organizowali wyprawy do przyfrontowych wsi gdzie stacjonowało wojsko a dawno nie było mieszkańców by wziąć to co Niemcy nie zdołali zabrać ze sobą - były tam i różne narzędzia i prowiant ale szybko zrezygnowano z tych wypraw gdyż były one bardzo niebezpieczne i pochłaniały ofiary. Niemcy zaminowali zarówno drogi jak i właśnie te opuszczone domy a pozornie atrakcyjne przedmioty, które zostały w domach były pułapkami minowymi.
Wokół wsi pozostawiono też mnóstwo broni, część z niej znalazła się szybko w chyżach mieszkańców a młodzi chłopcy przez krótki czas gdy nie było Rosjan nie zważając na niebezpieczeństwo urządzali sobie popisy strzeleckie. Większość tej broni pod przymusem i groźbą kar zdano na posterunku w Gładyszowie.
Po wkroczeniu Armii Czerwonej kilku chłopców z Jasionki zgłosiło się na ochotnika do wojska ale, że było ich tylko kilku więc zarządzono przymusowy pobór. Powołano kilkunastu chłopców, których przewożono do Rabki na obóz szkoleniowy a następnie bądź wysyłano ich na front (walczyli wokół Pragi), bądź pracowali przy obsłudze transportów frontowych bądź… gnali bydło z Niemiec do Związku Radzieckiego.

Po wojnie życie trzeba było zaczynać od nowa. Wiele okolicznych wsi było pustych, mieszkańcy Jasionki mimo, iż mieli nadmiar pracy we własnych gospodarstwach, zostali zmuszeni do udziału w sianokosach min. Nieznajomej, Rostajnem, Radocynie, Długiem, Wyszowatce - nie dość, że pracowano za darmo to jeszcze trzeba było karmić wojskowych (młodych, którzy pracowali i starszych, którzy pilnowali). Dobytek, który uchował się przed Niemcami znów trzeba było przeznaczyć na kontyngent. Trudno było zarobić na utrzymanie jedynie przy ścince drzew zarabiano marne grosze - kto zaśmiał swój las i konia mógł drzewo zawieźć do Gorlic czy Biecza ale musiał mieć zgodę leśniczego tzw. "asygnatę". Pomoc przychodziła też z Ameryki od rodziny… powoli, powoli szło ku lepszemu. Na początku 1946 roku w okolicy pojawiła się UPA, dosyć często zachodzili do wsi, mimo, iż zachodzili do wsi często to mieszkańcy nie byli skorzy do pomocy kilkakrotnie ich karmiono z własnej woli a potem przychodzili już jak po kontyngent. Szczególnie obawiano się powrotów z Gorlic gdyż mieszkańcy zawsze wracali obładowani towarami a w okolicach Banickiej Górki lubili się zaczajać po swoją daninę. Mieszkańcy im nie sprzyjali, kojarzyli ich ze stacjonującymi w Gładyszowie siczowykami, którzy tak dali się we znaki mieszkańcom wsi. Zdarzały się w okolicach Jasionki potyczki polskiego wojska z UPA. Do jednej z nich doszło przy granicy z Czarnego gdy WP szło z Gorlic z prowiantem do swojej strażnicy w Grabiu a wraz z nimi szło kilku Łemków z Grabiu. W wyniku zasadzki i strzelaniny zginęli nie tylko żołnierze i UP-owcy lecz także niewinni Łemkowie z Grabiu, innym razem, w tym samym miejscu UPA powiesiła jednego z mieszkańców Grabiu - Pigosza, którego podejrzewali o współpracę z Polakami, prócz Pigosza przpadł bez wieści gajowy Kobak z Nieznajomej i bardzo lubiana w okolicznych wsiach, położna z Wołowca
To były ciężkie i niebezpieczne czasy, aż do 1947 roku w nocy przychodzili partyzanci, w dzień Polskie Wojsko a każdy brał na co miał ochotę - skargi tylko do Boga.
Początkowo ze strachu mieszkańcy zawiadamiali posterunek w Gładyszowie ale po sprawie z Pigoszem z Grabiu mieszkańcy siedzieli już cicho.
O planowanych wywózkach mówiło się już dawno ale nikt w to zbytnio nie wierzył, dopiero informacje które dotarły ze Świątkowej potwierdziły, że nie było to tylko straszenie ale zaczął się kolejny etap tragedii Łemków. Mieszkańcy nie chcieli chować się w lesie z obawy przed pomyleniem ich z partyzantami i zdali się na łaskę losu powoli się przygotowując do tego co miało ich czekać za kilka dni. Przygotowywano wozy, skrzynie, by wziąć jak najwięcej ze sobą jednak ludzie nie wierzyli, że jest to możliwe by Polacy zmusili Jasionczan do opuszczenia swej ojczystej ziemi. Kilkakrotnie mieszkańcy udali się do Starostwa do Gorlic by dowiedzieć się jaki ich los czeka ale nie uzyskali żadnych wiadomości - najgorsza była niepewność.
Nadszedł dzień 9 czerwca 1947 roku - dzień tragedii i zagłady Jasionki. O świcie, gdy większość mieszkańców jeszcze spała od dołu wsi wkroczyło wojsko, zachodzili do każdej chyży nakazują zabranie całego majątku strasząc że jak wrócą z powrotem to już będziemy musieli opuścić wieś. Nikt nie wiedział gdzie wywiozą mieszkańców - czy na wschód czy na zachód. Jak powiedzieli tak zrobili - wrócili za kilkadziesiąt minut i wygnali każdego kto się ociągał lub nie chciał opuścić chyży - robili to z krzykiem a najbardziej opornych okładali kolbami z karabinów. To była straszna chwila - krzyk żołnierzy, płacz kobiet, ryk zwierząt, beczenie owiec i szczekanie psów pozostały mieszkańcom w pamięci do końca życia Wygnano w kilka godzin wszystkich, chyże zostały puste a zostały w nich tylko psy, koty i resztki majątku. Gnano wszystkich przez Krzywą do Gładyszowa gdzie wszyscy mieszkańcy spędzili noc. Po drodze szliśmy przez Krzywą gdzie wylegli z chyż wszyscy mieszkańcy wsi - oni jeszcze byli u siebie ale ten sam los czekał ich za kilka dni. Mimo protestów straży, wszyscy zatrzymali się przy cerkwi w Krzywej i po kolei wchodzili do środka by klęknąć i pomodlić się. Pod Banicką Górką czekali na mieszkańców Jasionki Baniczanie, których zostało kilka rodzin - wyszli aby pożegnać się z mieszkańcami - tu pochód zatrzymał się na dłużej gdyż każdy chciał zachować w pamięci widok Magurycza, Czerteżu i Wierchu. Rozlokowano mieszkańców w pustych chyżach w Gładyszowie - chyże były puste bo dzień wcześniej ten sam los spotkał Gładyszowian. W Gładyszowie zostało tylko kilka rodzin, które z reguły mogły wylegitymować się obywatelstwem amerykańskim.
Na drugi dzień - 10 czerwca - Jasionczanie pokonali z całym dobytkiem morderczy szlak przez Magurę aż do Gorlic Zagórzan gdzie wszystkich zagnano do parku. Tu mieszkańcy spędzili 3 doby. Po trzech dniach zagnano połowę Jasionczan na stację gdzie na dwie rodziny przydzielono jeden bydlęcy wagon w którym miał się zmieścić cały dobytek, ludzie i bydło. Do transportu dołączono kilka rodzin z Męciny Wielkiej. 13 czerwca wyruszył w nieznane transport z Gorlic. Po drodze transport zatrzymał się w Oświęcimu gdzie wszyscy poddani zostali "czystce higienicznej". Tutaj też z transportu zabrano kilka osób do obozu w Jaworznie min. Semana i Jakima Wasenko oraz Petro Dziopa, który w Jaworznie spędził aż dwa lata.
Przeznaczeniem transportu były okolice Legnicy, Radoszyc, Wołowa i Ścinawy. Drugi transport z Zagórzan wyjechał dzień później a jego przeznaczeniem były okolice Poznania.
Po wysiedleniu mieszkańców wieś przez kilka lat stała pusta a dopiero w latach 1950-1952 powstał PGR w skład, którego weszły wszystkie grunty Jasionczan wraz z domami z wyjątkiem gruntów i lasów, które przejęło nadleśnictwo. Chyże i pobudowane wokół nic piwnice były świetnym budulcem. Mimo, że część rozebrano już do 1949 roku to służyły one również jako budulec dla PGR-u. W 1961 roku z ponad 60 chyż, które stały w Jasionce w 1947 roku stały już tylko 2 a po reszcie ostały się tylko fundamenty. Po 15 latach gospodarowania PGR-u nieliczni odwiedzający Jasionkę dawni mieszkańcy nie byli w stanie poznać okolicznych lasów - wycięto wszystkie stare drzewa a pozostały tylko młode, kilkuletnie drzewka. Pola orały traktory, siano żyto i chowano bydło i konie a we wsi był mały sklep w przebudowanej chyży Marczaka. Pracownikami PGR-u byli tylko Polacy z okolicznych wsi a pośród nich był tylko jeden Łemko z Pętnej (Rotko), który jeździł na traktorze.

Minęło prawie 10 lat od tragedii i wszyscy wysiedleni zaczęli starać się o możliwość powrotu do własnej wsi, na własną ziemię - do takiej decyzji zachęcały ich liczne przypadki gdy władza wyrażała zgodę na powrót kilku części wysiedlonych na swoje "ojcowizny". Mieszkańcy zaczęli pisać prośby, podania, memoriały do władz w Gorlicach, Rzeszowie i Warszawie a nawet udali się osobiście do ministra Tkaczowi. Niestety bez skutku - odpowiedź w różnej formie ale spójna treścią była zawsze taka sama. Do wsi chciało wrócić i podpisywało pisma aż 60 rodzin a pisano od 1955 roku.
Niech przykładem będzie poniższa korespondencja:


MEMORIAŁ DO WŁADZ POLSKICH
Dotyczy: powrotu wysiedleńców na tereny powiatu gorlickiego woj. Rzeszowskie

Podpisani działając imieniem wszystkich wysiedlonych w roku 1947 rolników, mieszkańców wsi Jasionka powiatu Gorlickiego woj. Rzeszowskiego kierują do miarodajnych czynników Rządu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej następujący MEMORIAŁ:

Masowe wysiedlenia ludności Łemkowszczyzny w ramach akcji W. pod pozorem zgniecenia podziemnego ruchu UPA było nierozważnym aktem rewanżu na tle narodowościowego szowinizmu, który w 95 % dotknął ludzi niewinnych, złamał ich egzystencję a nie ziścił nawet w setnej części nadziei tych społecznych reformatorów, którzy opróżnione tereny uważali za wymarzoną platformę do reform społecznych.
Efekt wysiedlenia był taki, że osady wysiedlone stały się w najbliższych miesiącach i latach terenem rabunków, kradzieży i ordynarnych "kantów", gdyż całe dobre budynki kryte blachą sprzedawano za kilka stówek spekulantom, milionowe wartości w postaci zabudowań, maszyn, rolniczych, pasiek, materiałów budowlanych itd. zostały rozkradzione lub sprzedane kanciarzom za marne grosze, wsie opustoszały, nawet drogi pozarastały krzakami a dziki i wilki poczęły gnieździć się po opustoszałych ludzkich osiedlach.
Przez 10 najbliższych lat tereny nie tylko, że nie dały społeczeństwu żadnego dochodu i pożytku ale rozmaite gospodarcze eksperymenty kosztowały Skarb Państwa ciężkie miliony.
Był okres gdy władze terenowe nakazywały chłopom z najbliższych wsi niewysiedlonych zasiewać odłogi we wsiach wysiedlonych, chłopi sąsiedni pod zagrożeniem kar tracili czas, pracę i zboże na zasiew a zanim doczekali się żniw, to dziki tak przeryły owies, że nie opłacało się go nawet kosić.
Był okres gdy urządzano na tych terenach wypasy owiec i bydła a koniec tego był taki, że setki a nawet cała stada owiec padły od chorób zakaźnych. Jednocześnie prowadzono wielkim nakładem kosztów propagandę nad zasiedleniem tych terenów osadnikami, dobierając do tego wyłącznie osadników narodowości polskiej.

Dawano im bezzwrotne pożyczki na zagospodarowanie, udzielano im kilkuletnich ulg w świadczeniach rzeczowych byle tylko ich zjednać i ściągnąć na opustoszałe tereny a gdy już tam osiedli to nowymi kredytami i obietnicami rozmaitych ulg i przywilejów wpędzano ich do spółdzielni produkcyjnych. Spółdzielnie te tak prosperowały, że zanim nadeszła jesień 1956 r to już połowa z nich uległa rozwiązaniu a reszta rozleciała się pierwszego dnia po historycznym przemówieniu tow. Władysława Gomułki.
Jeszcze przed VIII plenum PZPR rozpoczęła się u nas era organizacyjnego uaktywnienia ruchu mniejszości narodowych a na pierwszym planie postawiono sprawę powrotu do dawnych osiedli wysiedlonych mieszkańców Łemkowszczyzny. Na zjazdach organizacyjnych, w prasie, w radiu obwieszczano całemu światu, że krzywda wyrządzona ludności wysiedlonej będzie wynagrodzona, że każdy będzie mógł wrócić do swej własności i stron rodzinnych i że Państwo przyczyni się nawet do odbudowy osiedli.
Takie hasła i obietnice wychodziły z najwyższych sfer rządowych, a prawie jednocześnie z dołu dochodziły pomruki narodowej nienawiści i to ze strony miarodajnych czynników społecznych nie wyłączając PZPR.
Tak więc np. tygodnik "Wiadomości Gorlickie" organ PK. PZPR uspokajał polską ludność twierdzeniem, że w całym powiecie gorlickim jest zaledwie osiem łemkowskich gospodarstw do oddania wysiedlonym, a taki sam tygodnik organ PK. PZPR w Nowym Sączu bez żadnych ogródek otwarcie pisał, że polska ludność ni powinna dopuścić do powiatu ani jednego wysiedleńca.
Taktykę przeszkadzania wysiedlonym w powrocie do dawnych osiedli stosują Powiatowe Zarządy Rolnictwa z całą konsekwencją. Nie tylko pilnie odmawiają reprywatyzacji gospodarstw już "rozdysponowanych" chociaż przynajmniej połowa tych "osadników" to spekulanci z najbliższych wiosek, którzy bądź posprzedawali swe dawne gospodarstwa, przepili uzyskane pieniądze a połemkowskie gospodarstwa objęli z chęci łatwego wzbogacenia się albo też jak np. w Łosiu i Ropie byli to najbliżsi sąsiedzi wysiedlonych, którzy rozdrapali między siebie grunty wysiedlonych powiększając w ten sposób swe dawne gospodarstwa, albo to byli też tacy "osadnicy", którzy otrzymawszy w przydziale jeden połemkowski budynek, po kilku miesiącach rozbierali ściany tego budynku i tym palili a jednocześnie szli do PZR i tam przydzielano im najbliższy sąsiedni połemkowski budynek, tak że taki "osadnik" potrafił skoncentrować 2 i 3 połemkowskie budynki i każdy z nich po trochę rozbierał i spalał, ale także nadają jeszcze i teraz w ostatniej chwili budynki i grunty połemkowskie podobnym "osadnikom" z najbliższych wsi polskich, mimo, że Ci wnieśli podania w ostatnim czasie, a podania dawnych właścicieli wniesione przed kilkoma miesiącami leżą dotychczas niezałatwione lub szablonowo i hurtownie załatwione zostały odmownie po pretekstem, że gospodarstwo zostało "rozdysponowane".
Poza tym wysyłają różne inne preteksty do odmownego załatwienia próśb petentowi: i tak gdy na gruncie chłopskim jest tylko budynek a areał gruntowy jest rozdysponowany - to nie oddają budynku, bo brak jest do niego gruntu, i przeciwnie, gdy grunt dawnego wysiedleńca jest wolna a nie ma budynku, to odmawiali nadania gruntu, bo rzekomo boją się, że nie będzie miał gdzie mieszkać.
Inne wreszcie budynki jeszcze nie "rozdysponowane" rezerwują w ostatniej chwili na rozmaite cele, jak świetlice, sklepy, strażnice, posterunki M.O. itd. Jednym słowem robi się wszystko by jak najmniej wysiedlonych wpuścić do ich dawnych osiedli. Dowodem zresztą tego jest także sprawa dwóch PGR-ów powstałych wzgl. utworzonych w górach w powiecie gorlickim, a to PGR w Jasionce i PGR w Izbach.
Do tych sztucznych tworów sklejonych nie z jakichś obszarniczych latyfundiów, lecz ze setek chłopskich gospodarstw włączono po parę tysięcy hektarów gruntów, łąk, pastwisk i lasów chłopskich i oba te PGR-y są od chwili ich założenia nienasyconymi pożeraczami państwowych funduszy. Gdyby te fundusze jakie Państwo włożyło dotychczas w te PGR-y zużyto w swoim czasie racjonalnie na odbudowę rozkradzionych i "rozdysponowanych" budynków chłopskich, to niewątpliwie mielibyśmy dziś reaktywowanych setki chłopskich gospodarstw rolnych, które dałyby Państwu podatki i żywiec.
PROSIMY wysłać nieuprzedzoną a z bezstronnych fachowców złożoną komisję by na miejscu zbadała celowość istnienia PGR w Jasionce i widoki jego rentowności, gdyż opinie miejscowych tak powiatowych, jak i wojewódzkich czynników ze względów źle zrozumianego narodowościowego szowinizmu będą jednostronne i nierzeczowe. Byliśmy sami na miejscu i nie widzieliśmy żadnych cudów, których nie mogłaby dokonać prywatna inicjatywa rolników tak pracowitych i starannych jak dawni mieszkańcy Łemkowszczyzny.
Przed kilkoma dniami PZR w Gorlicach ogłosił repatriantom, że poszczególne wioski należące do PGR-u Jasionka, a to: Wołowiec, Banica, Radochna, Czarne i Krzywa zostaną oddane do osadnictwa dawnym wysiedlonym. Gdy wieść ta dotarła na ziemie zachodnie, poczęły gromady dawnych wysiedlonych zjeżdżać do Gorlic do PZR by dowiedzieć się bliższych szczegółów o warunkach i możliwościach powrotu.
Okazało się jednak, że przed około dwu tygodniami plan ten został już zmieniony, bo PGR w Jasionce nie chce poddać się likwidacji i chce nadal pasożytować na funduszach państwowych.
Nie wiemy kto ma wpływ na likwidowanie, czy też restryngowanie poszczególnych PGR-ów, jednakże Ministerstwo Rolnictwo, któremu podlegają PGR-y i gospodarstwa rolne indywidualne powinno zadecydować, które PGR-y mają rację bytu, a które winny ulec likwidacji czy to częściowej czy całkowitej.
Sądzimy jednak, że taki PGR jak w Jasionce, który powstał z chłopskiej krwawicy i zawładnął gruntami przesiąkniętymi chłopskim potem i łzami, winny w pierwszym rzędzie ulec likwidacji. Oświadczamy gotowość przejęcia i zapłacenia rynkowej wartości za materiały uzyskane z ewentualnej rozbiórki gospodarczych zabudowań tego PGR-u i gotowość racjonalnego zagospodarowania całego obszaru naszej wsi Jasionka.
Dlatego my podpisani, którzy reprezentujemy przeszło połowę dawnych mieszkańców Jasionki, prosimy by Urząd Rady Ministrów wyjednał w odnośnym ministerstwie likwidację PGR-u Jasionka i umożliwił powrót niżej podpisanym rodzinom chłopskim z tej wsi wysiedlonym.

Podpisy mieszkańców.


A odpowiedzi przyszły następujące:


Urząd Rady Ministrów
Warszawa, dnia 25 czerwca 1957
Nr L. R. 27 67

Odpowiadając na pismo obywateli złożone w dniu 19 czerwca b.r. w Urzędzie Rady Ministrów w sprawie likwidacji PGR Jasionka Zespół Siary woj. Rzeszowskie i powrotu 43 rodzin wyszczególnionych w piśmie, zawiadamiam, że gospodarstwo PGR Jasionka nie będzie likwidowane, nie ma bowiem uzasadnionych podstaw gospodarczych do jego likwidacji i w związku z tym powrót Wasz na przedmiotowe gospodarstwo, jest w obecnej chwili niemożliwy.

Pełnomocnik Rządu do Spraw Zagospodarowania Terenów Południowo-Wschodnich
St. Tkaczow, Wiceminister

Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej
Wojewódzki Zarząd Spraw Wewnętrznych
Wydział Społeczno-Administracyjny we Wrocławiu Nr. Sa. I 13/241 55
Wydział Społeczno-Administracyjny Wojewódzkiego Zarządu Spraw Wewnętrznych zawiadamia Obywateli, że Wasze podanie o wydanie zezwolenia na zamieszkiwanie w pow. Gorlickim zostało przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych załatwione odmownie.

Stanisław Krupa, Kierownik Oddziału
Wrocław dnia 1 lipca 1955 r.

Prezydium Powiatowej Rady Narodowej
Powiatowy Zarząd Rolnictwa w Gorlicach

W odpowiedzi na podanie Obywateli z dnia 11 III 1956 r. skierowane do Prez. Rady Narodowej w Gorlicach w sprawie powrotu do poprzedniego miejsca zamieszkania we wsi Jasionka w powiecie gorlickim - Prezydium Powiatowej Rady Narodowej - Powiatowy Zarząd Rolnictwa informuje Obywateli, że pozostawione przez Was gospodarstwa zostały rozdysponowane na rzecz PGR
W tych warunkach zwrot gospodarstw posiadanych przez Obywateli w tut. Powiecie nie może nastąpić.

Kierownik Powiatowego Zarządu Rolnictwa

Mgr Gurgul Józef
Gorlice, dnia 27.III. 1957 r.

Mieszkańcy Jasionki próbowali powrotów wielokrotnie ale nigdy się to nie udało a wracać do innych, okolicznych wsi nie chcieli. Pozostali w końcu wszyscy na zachodzie.

Tekst powtał na podstawie wspomnień: Iwana Hajtko, Andrzeja Szwedy, Teodora Dokli, Stefana Kyczury


Warto poszukać i zobaczyć:
- przydrożne krzyże i kapliczki
- pomnik ofiar Tallerhoffu
- "stara droga" przy której znajdowały się zabudowania Jasionki
- widok z drogi na Czarne
- dla wytrawnych znawców - dawny PGR

Jak trafić do Jasionki ??
Pieszo bądź rowerem
- szlakiem czerwonym ze Zdyni do Wołowca
- szlakiem zielonym Lasów Państwowych z Lipnej do Czarnego
- bez szlaku - drogą szutrową z Czarnego
- bez szlaku - wygodną ścieżką z Wołowca
Samochodem
- do Jasionki stosunkowo łatwo dojechać samochodem z Gładyszowa i Pętnej oraz Grabiu i Radocyny.

Jeśli posiadasz jakiekolwiek informacje, zdjęcia, materiały związane z tą wsią, znasz ludzi lub potomków tych, którzy stąd pochodzili...napisz do mnie...bartek@beskid-niski.pl


Beskid Niski - część zachodnia (2013)


Liczba zdjęć: 34
Jasionka
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka
Jasionka
Jasionka
Jasionka
Jasionka
Jasionka
Jasionka
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka k. Gładyszowa
Jasionka
Jasionka
Jasionka
Jasionka
Jasionka

Aktualizacja: 2013-06-01



beskid-niski.pl na Facebooku


 
985

Komentarze: (0)Dodaj komentarz | Forum
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.

Imię i nazwisko:
E-mail:
Tekst:
Suma liczb 8 i 3: (Anty-spam)
    ;


e-mail: bartek@beskid-niski.pl
Copyright © 2003 - 2016 Wadas & Górski & Wójcik
Wsparcie graficzne: e-production.pl
praca w Niemczech|prosenior24.pl
Miód
Idea Team
Tanie odżywki
Ogląda nas 30 osób
Logowanie