Nie udało mi się zrealizować wycieczki z Kątów do Iwonicza 13.12 - ważniejsze okazały się przygotowania do świąt a raczej "szał zakupowy", po których byłem bardziej zmęczony niż byłbym pewnie po tej trasie
. Teraz już bym się nie odważył na taką wędrówkę ze względu na pogodę - będzie musiała poczekać do wiosny
. W zamian za to zdecydowałem się zaatakować Baranie po raz 4 w tym roku
. Poprzednie wejścia są również w galerii
http://picasaweb.google.pl/Dlugi0 .
Poddałem się "szałowi zakupów" tylko dlatego, że liczyłem na inwersję, ale im bliżej weekendu tym nadzieje moje były mniejsze.
Z braku czasu zdecydowałem się na szlak z Sarbova, 3km z kawałkiem w jedną stronę, a przy okazji zapoznałem się ze stanem dróg na Słowacji - Nasze służby drogowe spisują się równie dobrze co ich
. Po dojeździe na miejsce parkowania ruszyłem w górę nieczynnego wyciągu narciarskiego po dziewiczym śniegu. Podczas marszu zdziwiło mnie to że mimo mrozów woda na płaskich odcinkach szlaku jest niezamarznięta i to nie tylko ta pod śniegiem, o czym przekonałem się parokrotnie "własnonożnie" - po każdym takim doświadczeniu trzeba było po paru krokach obijać buty z lodu i przylepionego śniegu.
Dochodząc do szlaku granicznego "słyszałem głosy" - na szczęście okazało się że ze mną wszystko w porządku - to Słowacy zaatakowali na nartach szczyt też z Sarbova ale podjechali bliżej granicznego. Nie udało mi się z nimi spotkać - z Baraniego skrócili sobie drogę na przełaj do zielonego szlaku i wracali po moich śladach.
Widać też było że pogranicznicy nie patrolują granicy , połamane drzewa na szlaku - w tamtym roku przy powrocie z opłatka na Baranim chyba tylko dzięki temu że przetarli szlak skuterami udało mi się za widoku dojść do Barwinka.
Na granicznym zima w pełni co widać nie tylko po leżącym śniegu ale też po pięknie ośnieżonych drzewach. Najlepiej było to widać z wieży. Po nasyceniu oczów i zejściu z wieży przysiadłem na chwilę, gorąca herbatka i nagle w tej ciszy, wśród drobno padającego śnieżku tak odechciało mi się wracać, że gdyby nie świadomość nadchodzącego nocnego mrozu to wolał bym tam zostać
.
Powrót już był szybki, jeszcze po drodze zatrzymałem się przy cerkwi w Medvedie, ale poza podziwianiem z zewnątrz było to dla mnie spalone podejście - nie wszystkim moim zainteresowaniom służą wszystkie pory roku
A przy okazji - może ktoś wie co to znaczy ze słowackiego "cupni si"?
P.S. przerzuciłem się na picasę, ale nie wiem czy opanowałem ją na tyle by zdjęcia były widoczne dla innych - za stary jestem na naukę
Jakby co to dajćie znać - będę się doszkalał.