Cytuj:
Dziś w Sądzie Okręgowym w Krośnie rozpoczął się ponowny proces Piotra M, oskarżonego o zabójstwo Marcina D. z Rzeszowa i Bogdana K. z Iwonicza-Zdroju. Do zbrodni doszło w stadninie koni w Wernejówce.
Oskarżony, który podczas pierwszego procesu milczał, nieoczekiwanie stwierdził, że będzie składał wyjaśnienia. Mówił ponad trzy godziny.
W styczniu ub. roku Sąd Okręgowy w Krośnie orzekł wobec Piotra M. karę dożywocia. Sąd uznał, że z premedytacją zastrzelił dwóch młodych mężczyzn: Marcina D. z Rzeszowa i jego kolegę, Bogdana K. z Iwonicza-Zdroju.
Motywem morderstwa miała być zazdrość o kobietę. Pochodząca z okolic Warszawy Zuzanna mieszkała w należącym do Piotra M. gospodarstwie. Marcin poznał ją, gdy zatrudnił się w jego stadninie w Wernejówce.
W pierwszym procesie Piotr M. odmówił składania wyjaśnień. Sąd nie znalazł okoliczności łagodzących i skazał go na dożywocie. Wyrok w maju ub. roku uchylił Sąd Apelacyjny w Rzeszowie. Zdaniem sądu, niektóre kwestie nie zostały wyjaśnione, zabrakło też wyczerpującego uzasadnienia dla kary dożywotniego pozbawienia wolności.
Piotr M. przyznaje się do podwójnego morderstwa
Dziś proces rozpoczął się od nowa.
– Przyznaję się – powiedział Piotr M. po usłyszeniu zarzutów.
Zdecydował też, że tym razem opisze szczegółowo jak doszło do tragedii. Jednak zanim zaczął mówić, milczał przez kilkanaście sekund.
– Nie wiem, jak zacząć – tłumaczył.
Piotr M. opisywał jak poznał Marcina D. Rzeszowianin trafił do jego stadniny bo chciał pracować przy ujeżdżaniu koni.
– Wydawał się uczciwych chłopakiem. Miałem do niego zaufanie. Z dnia na dzień nasze relacje były coraz lepsze – mówił.
Dodał, że nigdy się nie kłócili a Marcin był najlepiej traktowanym przez niego pracownikiem.
Sytuacja zmieniła się, gdy zaczęły go dochodzić słuchy, że Zuzanna i Marcin nawiązali romans, w czasie, gdy wyjechał do pracy w Niemczech. Oskarżony przyznał, że nie był gotowy na sformalizowanie związku z młodą kobietą, mówił jej nawet, by znalazła sobie innego. Czuł jednak żal, że oboje zrobili coś poza jego plecami. Początkowo nawet w to nie wierzył. Potem zauważył jednak zmianę w ich zachowaniu.
– Przygniatała mnie ta sytuacja, straciłem chęć do wszystkiego, robota mi nie szła – mówił.
Jesienią 2008 roku Zuzanna przygotowywała się do opuszczenia na dobre Wernejówki. Marcin nie pracował już w stadninie, ale chciał odebrać obiecanego mu konia.
To były przypadkowe strzały - mówi oskarżony
Oskarżony opowiedział szczegółowo o dniu, w którym czekał na Marcina. Wracając z zakupów, zobaczył w pobliżu gospodarstwa chorego lisa. Bał się, że drapieżnik zaatakuje jego dzikie kaczki. W domu wyjął dubeltówkę ze schowka w kuchni, załadował. Wtedy okazało się, że musi rozdzielić klacz i ogiera.
Zostawił, więc nabitą broń i pobiegł na pastwisko. Gdy wrócił, przed stajnią zastał Marcina i Bogdana. Marcin wspomniał o pieniądzach i doszło do awantury.
– Zaczęliśmy się kłócić, wytknąłem mu to co zrobił, a on wypomniał mi Zuzannę. Zdenerwowałem się. Powiedziałem, ze wsadzę mu tyłek do lepiku i chwyciłem za pasek – opowiadał oskarżony. – Wtedy on sięgał po widły, a Bogdan po metalowy pręt.
Piotr M. twierdzi, że uciekał w kierunku kuchni, bo sytuacja wyglądała poważnie, a oni biegli za nim. Chwycił strzelbę, bo chciał ich przestraszyć. Wtedy Marcin rzucił w niego widłami.
– Uchyliłem się i tak jakoś ściągnąłem spust. To były przypadkowe strzały - mówił. - Oni upadli twarzą w dół.
Piotr M. tego samego dnia zapakował ciała w worki i wywiózł swoją terenówką za Bukowsko. Przeciągnął zwłoki na płachcie w głąb lasu, wykopał dół.
– Nie wiem, ile mi to zajęło. Ja całe życie pracowałem fizycznie i takie rzeczy robię sprawnie – stwierdził.
Zaprzeczył, że zabrał Marcinowi telefon czy inne rzeczy. – Nie jestem złodziejem – powiedział.
Zbrodnia nie od razu wyszła na jaw. Rodziny przez prawie cztery tygodnie poszukiwały zaginionych bliskich. Dzisiaj rodzice i rodzeństwo ofiar przysłuchiwali się wyjaśnieniom oskarżonego. Matka Marcina płakała, gdy Piotr M. opisywał, co zrobił.
– Dla nas to bardzo trudne przechodzić przez to wszystko jeszcze raz, jeszcze raz na niego patrzeć – mówi Magdalena, siostra Marcina.
Jutro kolejny dzień procesu. Sąd zajmie się m.in. tym, czy wpływ na oskarżonego mogły mieć skutki ciężkiego wypadku, którego doznał w Niemczech.
Za:
http://www.nowiny24.pl/apps/pbcs.dll/ar ... /637421016