Wędrując po BN, Bieszczadach, zastanawiam się dość często nad tym jaki był prawdziwy, nie mityczny, stosunek mieszkających tam onegdaj ludzi do tego co widzieli wokół. Czy w jakiś szczególny dla siebie sposób kochali te góry, czy tylko byli tam z pewnej konieczności i na dobrą sprawę wcale ich nie zauważali, tak jak my dziś często zauważamy? Czy gnało ich w te tereny coś więcej poza możliwością wypasu i w miarę spokojnego oraz bezpiecznego życia wśród swoich? Czy czuli się tu lepiej niż gdzie indziej, czy też może często przeklinali swój los skazujący ich na życie w takich surowych warunkach, daleko od cywilizacji( jaka by ona nie była), daleko od innych skupisk ludzkich i innego życia? No i kolejne pytanie: Jaki wpływ miały na nich, na ich psychikę, postrzeganie świata, rozumienie życia, czy nawet religijność, te widoki, ten klimat? Wydaje mi się bowiem, że byli to i są nadal ludzie nieco inni od nas, choć my też jesteśmy Słowianami o duszy dość romantycznej. Przyznam, nie znam specjalnie literatury łemkowskiej, ale w ich muzyce daje się słyszeć jakąś tęsknotę( za czym?), a zarazem radość i dumę chyba. Bo przecież nie mogło chyba być dla nich bez znaczenia to co widzieli, gdy bladym świtem wstawali i ich oczy, ich wszystkie zmysły "atakowały" te owiane mgłą szczyty górek, te szumiące lasy i ciche potoki, to słońce przebijające się przez wierzchołki drzew, zapach, w końcu te białe od śniegu i cudownie ciche obszary wokół, gdzie nie spojrzysz. A może to był po prostu, zwyczajnie, ich dom i kochali go tylko za to że jest ich, a nie za to wcale jak wygląda? Dla nas lubiących, czy wręcz kochających te tereny, jest tam coś, coś nieuchwytnego, a zarazem przecież takiego oczywistego. Ale my, to my, ludzie na codzień zewsząd atakowani cywilizacją, betonem, plastikiem, zgiełkiem, natłokiem informacji itd, zmęczeni tym wszystkim, szukający tam ukojenia. A oni?
_________________ jak biec do końca potem odpoczniesz
cudne manowce, cudne manowce
|