Sercu bliski Beskid Niski

Forum portalu www.beskid-niski.pl
Dzisiaj jest 19-03-2024 11:23

Strefa czasowa UTC+01:00




Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 24 ]  Przejdź na stronę 1 2 Następna
Autor Wiadomość
Post: 23-09-2021 22:20 
Offline
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09-04-2007 15:28
Posty: 307
Lokalizacja: Wrocław
A Niski, jeżeli jest w czyimś typie, to się go kocha” – tak napisał przed laty na nieistniejącym już górskim forum internetowym „NPM” mój znajomy. Miał rację. Gdy się kogoś albo coś kocha, to się za nim/tym tęskni. Tęsknota, choćby ukryta, potrafi się nieraz ujawnić po długim czasie w najmniej spodziewanym momencie. I gdy się obudziła u mnie, wiedziałem że będę musiał wrócić…

Planowanie to podobno połowa sukcesu. Ale czy warto się sztywno trzymać planów w takim miejscu jak Beskid Niski? Miałem plan na pierwszy dzień i bardzo ogólny na kolejne.

26 lipca o poranku znalazłem się w Szymbarku na parkingu przed kościołem, 324 metry nad poziomem morza. Godzina 7.50, piękna pogoda, wielki plecak wypakowany z bagażnika wędruje na plecy i ruszam za znakami zielonego szlaku.
Szymbark… tyle razy byłem tutaj w przeszłości. I gdy po latach niedawno zajrzałem znowu do kupionej niegdyś książki, wzrok padł na zapisane szwabachą słowa: „Das Gefecht bei Szymbark (vor Gorlice) am 7. 9. 39”. Sprawozdanie bojowe III batalionu 99 Pułku Strzelców Górskich z kampanii polskiej 1939 r. Niemiecka 1 Dywizja Górska atakowała przez Beskid Niski w drodze na Lwów. Dzień po potyczce pod Szymbarkiem zaczęła się słynna „Sturmfahrt auf Lemberg” („Jazda szturmowa na Lwów”) – element mitologii niemieckich wojsk górskich i ich udziału w II wojnie światowej. 250 km w 4 dni sfinalizowane nieudaną próbą zajęcia z marszu stolicy dawnej Galicji. Pod Szymbarkiem przecięły się pod kątem prostym osie przemarszu dwu wojsk: niemieckich gebirgsjegrów (strzelców górskich) maszerujących tam, gdzie rozkazał im ich dowódca, generał Kübler, podążających od strony Grybowa na Gorlice, i żołnierzy polskich – zagrożonej okrążeniem grupy majora Miłka, wycofującej się przez lasy masywu Maślanej Góry spod Stróż. Walka… Jeden z dziesiątek i setek bojów stoczonych we wrześniu ’39. Dziś pozostał po nim grób polskich żołnierzy na cmentarzu w Szymbarku i zdania rozsiane w paru książkach. A może coś jeszcze?
5 lat temu. Jesień 2016 r. Nazajutrz ma się zacząć XII Spotkanie Miłośników Beskidu Niskiego w Zdyni. Mam tam wygłosić prelekcję. Jadę do Szymbarku weryfikować to, co czytałem w relacjach strony niemieckiej i polskiej o starciu pod Szymbarkiem z 7 września 1939 r. Czy bardziej zapamiętałem wąwóz, w którym mieli bronić się Polacy, typowanie narożnika dworu Gładyszów, z którego Niemców ostrzeliwał polski cekaem, miejsce zasadzki na rozpoznawczy oddział kawalerzystów niemieckich czy rozmowę z jednym z mieszkańców przed jego domem o tym, co robię?
Schodzę z wzniesienia, na którym leży centrum Szymbarku, w stronę mostu na rzece Ropie. Za mostem skręt w prawo i opuszczam ruchliwą drogę. Asfalt, koniec asfaltu i do góry. Pierwsze podejście. A gdy z powrotem wychodzę na asfalt, widzę przepiękną panoramę doliny rzeki Ropy i gór dookoła niej. Masywu Maślanej Góry, z którego schodzili do Szymbarku żołnierze majora Miłka, Gorlic, do których spieszyli podkomendni podpułkownika Hengla, góry, lasy, przysiółki, krzyż milenijny ponad Ropicą Polską. Słońce i lekki wiatr. Poranek i radość, że jestem tutaj, widzę to i wędruję.
Droga wiedzie teraz w dół. Dolina potoku Bielanka prowadząca w górę w stronę wsi o tej samej nazwie. Poranna wilgoć i ruch na drodze w stronę „28”. Mija mnie jeden samochód dostawczy „Wysowianki”, drugi, trzeci. Do sklepów jedzie właśnie woda mineralna. Ludzie jadą do pracy. Taki tam zwykły dzień.

8.25 – pole namiotowe Bielanka za potokiem. Pierwszy postój. Dalszy marsz i skrzyżowanie szlaków żółtego z zielonym koło leśniczówki. To już 8.43. Notuję w pamięci te godziny, jakby były mi potrzebne do jakiegoś sprawozdania. Czy w ogóle mam zamiar pisać relację. Czy te czasówki są do czegoś potrzebne? Czy się spieszę? I tak, i nie…

Za zielonym szlakiem schodzę z rozdroża w koryto potoku Bielanka. Na pole namiotowe prowadził ładny i praktyczny mostek. Tutaj mostku nie ma. Przeprawa po kamieniach podpierając się kijkami. Dobrze, że ostatnio nie lało, bo nie wiem, jak się przeprawia na drugą stronę, gdy z potoku robi się rzeka.
Wiem z mapy, że będzie niezła wspinaczka po stoku. Ale już na samym początku czeka mnie nagroda. Jakieś 100 metrów od potoku patrząc pod nogi spostrzegam salamandrę plamistą podążającą w poprzek mojej ścieżki. Nie wiem czemu, ale ogromnie mnie cieszy ten widok. Najładniejszy podobno polski płaz spokojnie podąża w swoich sprawach, a ja odprowadzam go wzrokiem. Patrzę też na dopływ Bielanki w skalnym miniwąwozie. Ruszam dalej.

Las wręcz ocieka poranną wilgocią. Wąska ścieżka w gąszczu pnie się pod górę. Mijam kolejne, piętrowo jedna nad drugą umieszczone stokówki porośnięte trawą. „Hop, hop, do góry, wszyscy razem jak kangury”. Serduszko przyspiesza, pora wyrównać jego rytm. Spokojnie, to nie wyścigi. „Na mecie nikt nie czeka ze stoperem i medalem” – to też zapamiętałem z forum górskiego sprzed lat.
Teren zaczyna się wypłaszczać, wychodzę na szeroką leśną drogę. Godzina 9.06 – Przełęcz Żdżar. Rozejście szlaków. Postój. Patrzę w niebo. Byłem tu już kiedyś, przychodząc żółtym szlakiem od Gorlic. Drogę od przełęczy dalej zielonym szlakiem niby już znam. Ale szedłem nią 14 lat temu, potem 6 lat później, w 2013 r.
Wędrówka lasem, lekko wznoszącym się w górę grzbietem Magury Małastowskiej. Widoków prawie brak. Ale za to jest szum lasu. I rozjeżdżone drogi leśne. Postój pod wysokim bukiem. Dalszy marsz. Słońce świeci. Jest ciepło. 10.30 – mijam przymocowaną do drzewa tabliczkę z nazwą „Wierch 705 m”. Na najbliższym postoju za tym miejscem wyciągam mapę i nie chcę mi się wierzyć, że na szczyt Magury Małastowskiej jest już tak blisko. Docieram tam o 11.23. Mały postój na ławce przy stole, rzut oka na okopy pierwszowojenne i zejście na cmentarz wojenny nr 58. Jakże inaczej wyglądał on przed laty…
Z powrotem na górę i za szlakiem w dół. Mijam pierwszych turystów, idących zapewne z parkingu na przełęczy na kulminację Magury Małastowskiej. Przy schronisku siedzi kilkoro turystów. Dwójkami, rodzinami – różnie. Ale to nie tłum. Schronisko zamknięte od miesiąca, to wiedziałem nim ruszyłem na wędrówkę. Ale to tylko punkt pośredni. Miejsce na odpoczynek. W połowie trasy na dziś. Bo stwierdziłem, że jestem ambitny i na rozruch zrobię 35 km. To znaczy chciałem tylko 30. Do chatki w Nieznajowej, w której nigdy nie byłem, a tyle osób ją kiedyś polecało. Ale oficjalna strona chatki mówi, że tego lata nie będzie ona działać. Nieczynna. No to trzeba dołożyć 5 km i dotrzeć do Radocyny. Dam radę, prawda?
Półgodzinny postój na tyłach schroniska, przy wejściu dla personelu. Na drzwiach kartka „nieczynne”. Ława i stół, drugie śniadanie. No i zjawia się kot. A potem drugi. Pod nogami mam miskę z karmą, a obok worek karmy. Ale koty mało zainteresowane karmą, gdy jest turysta z jedzeniem :-)
Po postoju idę dalej, teraz już tylko za niebieskimi znakami. Przełęcz Małastowska. Cmentarz nr 60. Wejdę, skoro już tu jestem. Cisza, nikogo nie ma. A tablica przy wejściu to chyba ta sama, gdy byłem tu pierwszy raz – równe 20 lat temu, w lipcu 2001 r. Jeszcze reprodukcja mapy z „Gorlic 1915” Michała Klimeckiego. Wtedy o walkach w Beskidzie Niskim podczas I wojny światowej było wiadomo niezmiernie mało. Że X CK-Korpus atakował 2 maja 1915 r. ze stoków Magury na Przegoninę i Bartne. A co tam się działo przez ponad pół roku wcześniej, to w ogóle była biała plama. Potem zaś zaczęły się badania historyczne, coroczne konferencje „Crux Galiciae” w Gorlicach i nagle się okazało, że można dołożyć własną cegiełkę do opisu tych walk, rozjaśnić trochę mroki, które spowijały ten rozdział historii Łemkowszczyzny, po raz pierwszy tak brutalnie przeoranej działaniami wojennymi. Następnie zaś przyszedł jeden mądry pan profesor, który stwierdził, że po co robić badania, jak można użyć skanera i stworzyć własną książkę o walkach w Karpatach. I rozgorzała bitwa nie mniej intensywna niż te z przełomu 1914/1915. Ale to już zupełnie inna historia…

Szeroką leśną drogą lekko pod górę z Przełęczy Małastowskiej w stronę Wierchu Wirchne. W zasadzie od (nieczynnego) schroniska patrząc pod nogi widzę ślady kopyt. Turystyka konna w Beskidzie Niskim (tylko hucuły?). Czyli coś czego nie przerabiałem. Tzn. przerabiałem ten rodzaj turystyki, ale gdzie indziej, bo w Sudetach. Super sprawa! Jeden z towarzyszy niegdysiejszych beskidoniskich wędrówek podziwiał Niski z grzbietu konia. I bardzo chwalił.
Co chwilę drogę przecinają małe rowy odprowadzające wodę. Odpływy? Około godziny 13 dochodzę do wiatki, czy też zadaszonego stołu z ławami w pobliżu odejścia ścieżki do cmentarza nr 63 nad Pętną. Wymarzone miejsce na postój. Po odpoczynku kontynuacja marszu. Dochodząc do końca lasu mijam drwali i wychodzę na asfaltową drogę. Na przystanku autobusowym Banica kolejny postój. Siedzę na przystankowej ławce pod przystankową wiatą i widzę chmury na niebie. Nie są to jednak sympatyczne białe baranki, ale ciemne chmury wskazujące, że prognoza pogody sprawdzana rano w internecie właśnie zaczyna się ziszczać i sunie w moją stronę front burzowy. Na pewno w moją? A może w bok? Tak czy siak, trzeba iść dalej. Za przystankiem skręt w prawo w żółty szlak. Banica. No i na tym szlaku się trochę zamotałem (nie ja pewnie pierwszy i nie ostatni), ale po wizycie pod domem nr 1 i pod sławojką za tymże domem wdrapałem się na skarpę i odnalazłem zaginiony szlak. Jest dobrze! :-)
Minąłem ogrodzone pastwiska i widoczny z prawej kolejny cmentarz pierwowojenny (byłem na nim lata temu, przed remontem i wykoszeniem), przeszedłem obok gościńca „Banica” czy jak to się teraz zwie (mijając tabliczki „teren prywatny”, sporo samochodów i wypoczywające rodzinki), ale nie zatrzymując się podążałem dalej. Słonko już nieźle paliło na tej odkrytej przestrzeni. Zbliżałem się powoli do lasu. Ale zanim wszedłem między drzewa, odezwał się Brummer…
„Brummerami” nazwał król pruski Fryderyk II armaty, które szczególnie przysłużyły się Prusakom w bitwie pod Leuthen. Słowo „brummen” można tłumaczyć na wiele sposobów, ale akurat ja nie trafiłem z Beskidu Niskiego prosto na pole XVIII-wiecznej bitwy. Słownik podpowiada, że „brummen” oznacza „mruczeć” – jeśli użyjemy tego w kontekście dźwięku wydawanego przez niedźwiedzie. No, gdyby to było to zastosowanie, miałbym w tamtym momencie mały problem. A nawet ciut większy niż tylko mały. Ale tutaj nie „brummował” miś. Na szczęście. Na nieszczęście „brummowało” niebo. Bo to był pomruk burzy. Oglądając się w tył zauważyłem sunący majestatycznie po niebie klin burzowy. Klin podążał wprost w moją stronę (a może w tą samą stronę, co ja?). Nie mam pytań, przyspieszam kroku. Oby do Wołowca!
Mijam pospiesznie ule i drewnianą budkę nieopodal nich, która mogłaby od biedy posłużyć za schronienie. Ale wybieram dalszy marsz. Kończą się łąki, zaczyna się las. Taki jakiś inny, z roślinami o wielkich liściach (łopian?). Nie pora tu wszakże na botaniczne rozważania (moja wiedza na ten temat jest niezwykle skromna). Chodu, burza sunie!
Idę dość szybko. Ścieżka ciasna, miejscami podmokła. Wszędzie ślady podków. W zasadzie zastanawiam się, jak można tędy jeździć konno, nie dostając chaszczami po nogach i twarzy?
Co jakiś czas pojawiają się na potoku mostki, przez które przechodzi żółty szlak (podobno jest ich osiem, ale nie liczyłem). W końcu mam tak dość tej gonitwy, że zatrzymuję się, ściągam plecak, siadam na poręczy jednego z mostków i robię odpoczynek. Akurat był to mostek, gdzie jedna z desek (a może dwie?) się złamała. Mam nadzieję, że nie wpadła tam noga konia z jeźdźcem na grzbiecie załamując uprzednio deskę naciskiem kopyta?
I stał się cud! Bo burza, która tak uparcie mnie goniła, zmieniła w międzyczasie kierunek i się oddalała na bezpieczny dystans. Ufff… To przerwa może być dłuższa :)
Plecak na plecy i jedziemy. Następna stacja: Wołowiec.
Dochodzę do połączenia żółtego szlaku z czerwonym, czyli GSB, w pobliżu potoku Jasionka. Droga od razu robi się szeroka. Autostrada niemal. Ale ja spokojnie mogę iść tędy na niskich obrotach, bo na wysokich uciekałem przed burzą. A poza tym w nogach mam już jakieś 25 km. Niby niedużo, ale z dużym plecakiem w dniu inauguracji długodystansowej wędrówki po okresie zasiedziałego trybu życia w mieście to dość sporo. A do mety jeszcze 10 km, więc lepiej się nie zajechać, skoro w następnych dniach… Co w ogóle będzie w następnych dniach?
Zatem podążam kawałek wspólnie z GSB. Pojawiają się od strony Wołowca ludzie. Jakaś para z psem. Potem jakaś para turystów górskich. Mówię: „Cześć”. Odpowiadają i nie zwalniając idą dalej. Rozmowy nie będzie. Trudno.
Dochodzę do asfaltu. Widzę grupkę motocyklistów stojących przed tablicą informacyjną. I wbite w ziemię obok kijki trekkingowe. Po co motocykliście kijki? Obok tablicy stoi facet, gestykuluje i coś tłumaczy gościom w czarnych skórach. Rzucam „cześć!” i nie chcąc zakłócać wykładu podążam dalej.
Upał, ucieczka przed Brummerem, znaczy burzą, kilometry i teraz asfalt. To nie jest dobre połączenie. Jestem głodny, piec kaloryczny organizmu właśnie dogasa, nogi wołają wielkim głosem o odpoczynek. Nieopodal drogowskazu do cerkwi po drugiej stronie drogi w cieniu stoją ławki. Wspaniale!
Postój. Wyciągam nogi z butów i bułkę z plecaka. Bułka działa jak cement. Prawie w ogóle nie jestem w stanie jej przełknąć. To znak, że ze mną źle? Przecież muszę mieć siły na wędrówkę!
Mija mnie ten gość, co stał przy tablicy. Z kijkami. Czyli to jednak nie były kijki motocyklisty! Patrzymy na siebie. Ja walczę bohatersko z bułką. No nie, nie dam rady. Co zjadłem, to zjadłem, reszta wędruje do plecaka. Idę dalej!
Maszeruję przez Wołowiec. Wołowiec kojarzy się z jednym. W zasadzie z jedną – osobą. Pisarzem. Tak banalne i oczywiste, że nie trzeba wymieniać nazwiska. Studenci z polonistyki na zajęciach z hlp (historia literatury polskiej) uczą się o nim i czytają jego powieści. Dla niektórych ludzi Beskid Niski to On. A On to Beskid Niski. Ale nie dla wszystkich. Bo np. skądinąd wiadomo mi, że na kolokwium z hlp przyszli poloniści twierdzili pod koniec semestru letniego ostatniego roku akademickiego (niedługo kolejny!), że małą ojczyzną tego jegomościa jest Warszawa. A nie Wołowiec czy Beskid Niski. Może Beskid Niski już „zwarszawiał”? Nie czytałem nigdy żadnej książki pana A.S., choć wywiady z nim i owszem. Zupełnie też nie interesuje mnie, w którym wołowieckim domu mieszka. Bo pewnie fani (fanki?) regularnie usiłują mu zrobić wjazd na chatę. Więc mi wystarczy świadomość, że to w tej miejscowości. A ja właśnie ją opuszczam…

„Bród, bród, bród” – napisy na mapie przy żółtym szlaku na odcinku Wołowiec-Nieznajowa. Forsowanie brodów w Beskidzie Niskim dawno temu przerabiałem z kolegą. Tym od beskidowania w siodle. Ale ponieważ nie byliśmy w tamtym miejscu do końca legalnie (eufemizm), to może lepiej nie pisać kiedy, gdzie i z kim. A może się przedawniło? I MPN nie będzie mnie (nas) ścigał, bo ma ciekawsze rzeczy do roboty? W każdym razie konkluzja na dziś jest taka: pokonywanie brodu bez ściągania butów. Da się? Da się. Tylko na pewno łatwiej to robić bez dużego plecaka.

Wnioski taktyczne wyciągnięte po bitwie są takie, że z brodu na bród szło mi coraz lepiej, ale – skoro już było o Fryderyku i Leuthen – to musi być „frycowe”. Zanim doszedłem do piątego brodu, o moich trekkingowych butach można było powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że w środku były suche. Na szczęście użytkownik tychże nie zaliczył odświeżającej kąpieli w cieku wodnym zwanym Zawoja. Także przy niewielkich stratach własnych awangarda gebirgsjeger posuwał się obraną marszrutą naprzód.
Za którymś z kolei brodem stała sobie tablica. Witamy w Magurskim Parku Narodowym! Obok inna tablica: co wolno, a czego nie wolno w MPN. I oczywiście – turysto, koniecznie kup bilet wstępu do parku przez telefon komórkowy! Bardzo chętnie kupię, jak tylko będzie tu zasięg mojej sieci komórkowej. Tradycyjnie zawsze, gdy w MPN stoi taka tablica, wiadomo że nie ma tam zasięgu. Co za pech… Ubolewam i płaczę z żalu normalnie :-)
Na stojaku tablicy MPN można sobie spocząć. Obok przepływa potoczek. Zaczerpnąłem wody. Dobra! Od Wołowca ktoś się zbliża. Na szczęście nie pan z nieśmiertelnym hasłem „bileciki do kontroli!”. Turysta. No to „cześć!” i już mnie nie ma. Bo kiedyś przecież trzeba dość do tej Radocyny. Dzień w lipcu długi, ale fajnie byłoby już dotrzeć.
Wspinam się wysoko ponad Zawoję. Mijam odnowioną kapliczkę. Z jednego brzegu na drugi brzeg. „Na lewo, na prawo, w górę i w dół!” – jak w weselnej piosence śpiewanej kiedyś, dawno temu. Aż dotarłem właśnie tam. Pod superbród. Absolutny hit!

Załóżmy, że jednak się uparłem, że Beskid Niski pokonywać nie na dwóch własnych, ale czterech nogach konia. No i staję przed tym brodem. A tu za wodą taka ściana, jakbym trafił z amerykańskimi Rangersami na Pointe du Hoc podczas lądowania w Normandii 6 czerwca 1944 r. Wyjątkowo niefajne miejsce do przekraczania Zawoi w butach i słabo z dużym plecakiem na tej ścianie. Mała hiperbolizacja nie zaszkodzi :) Konno na pewno dałoby się pojechać nieco dalej wzdłuż brzegu i przekroczyć Zawoję w dogodniejszym miejscu. A tymczasem piechur dał radę. No to wchodzimy do Narnii…

Serio, tak to można nazwać? Chyba C.S. Lewis nigdy nie był w Nieznajowej. Ja też tu nigdy wcześniej nie byłem. „Superbród” okazał się jednak szafą w domu profesora Kirke’a. Bo mimo, że miałem mokro w butach, bolały mnie nogi, byłem zmęczony, chciałem dojść jak najszybciej do bazy namiotowej, to nie sposób było po prostu iść tędy patrząc pod nogi. Nieznajową się po prostu chłonęło. Odwracając się co pewien czas. Krzyże, zdziczałe drzewa owocowe. Tu kiedyś żyli ludzie. I gdy patrzy się na nieznajowskie krzyże, nasuwają się słowa: „Drzewa i trawa już o nich nie pamiętają. Słyszałem że tylko kamienie ich opłakują: „Z głębi nas dobywali, pięknie nas rzeźbili, wysoko nas piętrzyli, lecz wszyscy odeszli”. Odeszli. Dawno temu […]”. Tak jak Legolas wspominał elfów z Hollinu. Czy Łemkowie w Beskidzie Niskim nie są trochę taką mitologią i fantasy zarazem, jak u Tolkiena?

Przeszedłem obok dawnego cmentarza. Minęły mnie dwie rowerzystki („cześć!”). Dotarłem do brodu, za którym widać było drogę (ale nie musiałem tamtędy iść, bo szlak szedł po tej stronie rzeki). Wokół kręcili się ludzie. To właśnie była okolica owej słynnej chatki w Nieznajowej. Oficjalnie zamkniętej. Wersja urzędowa?

Chatkę było widać zza rzeki Rzuciłem okiem i szedłem dalej. Łąki. Słońce świeci, a ja szukam cienia na odpoczynek. Znalazłem go pod osłoną krzaków i jakichś drzew. A może słońce chowało się już za grzbiet zamykający dolinę Wisłoki?
Musiało to być po godzinie 17. Miałem lekko dosyć wędrowania. Ale to już ostatnie kilometry. Zbieram siły. I słyszę głosy (znaczy: ktoś nadchodzi, a nie, że potrzebuję wizyty u psychiatry). Od strony Radocyny, zza zakrętu. I oto są. „Ona i on, niebo i grom, losów ciągła zmienność. Ona i on, morze i ląd, jedność i odmienność”. Yyy… To chyba nie byli Adam i Ewa z wiadomego serialu :) Ale to była para.
No to „cześć”. I zapewne pójdą sobie w siną dal jak inni turyści napotkani tego dnia. I tu zdarzyła się niespodzianka. Bo oni się zatrzymali i chłopak zaczął rozmowę. Ze mną, nie z towarzyszką. I kiedy obie strony zbierały się do odejścia, miałem poczucie, że jednak można spotkać fajnych ludzi w BN i z nimi pogadać. Dowiedziałem się też czegoś, co przydało mi się później podczas pobytu w Beskidzie Niskim i miało wpływ na moje plany. A para szukała śladów elfów. Znaczy – Łemków. Odwiedzili Nieznajową, potem Radocynę i teraz wracali do samochodu zostawionego za brodem przy chatce. Zaś ja na autopilocie ruszyłem dalej. Aha, ważna sprawa: pytałem ich o brody. I czekające mnie brody były dużo sympatyczniejsze niż te z odcinka Wołowiec-Nieznajowa! Było ich cztery, dużo płytsze i z kamieniami ułożonymi przez usłużnych turystów, względnie innych miłujących bliźnich ludzi. Nieznajowa-Radocyna suchą stopą, tak było, nie kłamię!

Snułem się szutrówką przez Radocynę, minąłem „cudowny” ośrodek wypoczynkowy zbudowany w miejscu starego i ok. 17.45 wkroczyłem do studenckiej bazy namiotowej w Radocynie. Jak tu pusto! I znowu wracałem po latach w te progi. 100 metrów, 50 metrów, wiato-chatko-kuchnia. „Dotarłeś do celu!”. Przed głównym ośrodkiem życia bazowego na kanapie siedziała sobie z książką pani elf o blond włosach.
„- Cześć! Szukam bazowego albo bazowej”
„- Cześć, to ja.”
I w ten oto sposób definitywnie zakończyłem na ten dzień wędrówkę. Prawie 10 h w marszu i 35 km. Doszedłem. Werble wybijają grenadierskiego marsza :-)

Za mostkiem na Wisłoce zaczął się radocynizm. Życie towarzyskie wieczorem w bazie. Wieczór, rozmowy, ognisko. I właśnie m.in. za to kocham Beskid Niski. Po północy ostatnia czwórka, która wytrwała przy ognisku, rozeszła się do namiotów. Księżyc właśnie wspinał się nad las, a gdzieś daleko grzmiało.

Ten pierwszy dzień przebiegał zgodnie z planem. Zaplanowana trasa, zakładany czas wędrówki itd. Poczynając od następnego dnia niemal nic nie szło zgodnie z (bardzo ramowym i niedokładnym) planem. Czy jest co opisywać? Jest. Kolejne miejsca, kolejne przygody, kolejni ludzie i ich opowieści. Nie dotarłem tam, gdzie chciałem, znalazłem się tam, gdzie się nie spodziewałem, spotykałem nieoczekiwanie starych znajomych i poznawałem nowych ludzi. Znowu o sobie dawała znać historia. Ale to chyba nie był taki Sturmfahrt jak pierwszego dnia. 1 Dywizja Górska w ’39 po przebyciu Beskidu Niskiego zahaczyła o Bieszczady. Ja tego lata też. Lecz ta opowieść już dobiegła końca.

_________________
"Historia to świadek czasów, światło prawdy, żywa pamięć, zwiastunka przyszłości" (Tytus Liwiusz)


Na górę
Post: 03-10-2021 21:51 
Offline

Rejestracja: 18-12-2014 20:50
Posty: 438
no prosze
czlowiek sie wyrwal od internetow na pare dni gdzies na drugi koniec karpat
(zeby nie bylo, ze nie w temacie niskiego - ostatni kibel byl we mglach nad konieczna hehe)
a tu ruch jak w ulu
forum kipi postami
az nie nadazam przegladac

w dodatku mister lutynia pisze
i to prawdziwymi wlasnymi slowami
a nie ino cytuje

no majster
jestem pod wrazeniem
serio i bez zlosliwosci

_________________
pzdr
mazeno


Na górę
Post: 04-10-2021 15:36 
Offline
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16-02-2013 23:56
Posty: 561
Lokalizacja: Galicja
Czyżby symboliczne pojednanie? :P

_________________
Forum "Turystycznie"
http://www.turystycznie-forum.pl


Na górę
Post: 04-10-2021 18:39 
Offline

Rejestracja: 18-12-2014 20:50
Posty: 438
mazeniak jak kogos jebie to bez powodu nie jebie
ale jak chwali to tez ma powody

i nie musze lubic
zeby pochwalic
modiglianiego uwielbiam w jego genialnych panienkach
nie za jego cpanie i chlanie

lojten zrobil cos rzadko spotykanego
relacja bez zdjec
no a jak to tak w czasach fejzbukow i lajkow srajkow
w epoce komunikacji prymitywnoobrazkowej

wiec cza rozrozniac robote od wykonawcy

_________________
pzdr
mazeno


Na górę
Post: 04-10-2021 19:26 
Offline

Rejestracja: 03-08-2010 09:38
Posty: 27
Leuthen & Mazeno - Brothers In Arms.


Na górę
Post: 04-10-2021 20:56 
Offline

Rejestracja: 18-12-2014 20:50
Posty: 438
nie ma takiej mozliwosci zeby byla taka mozliwosc
mazeniak jesli juz to
single handed sailor

_________________
pzdr
mazeno


Na górę
Post: 07-10-2021 07:08 
Offline
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09-04-2007 15:28
Posty: 307
Lokalizacja: Wrocław
Bardziej niż na pochwałę mazeno liczyłem na plusika od taska, a tu takie rozczarowanie :mrgreen: :D :lol:

_________________
"Historia to świadek czasów, światło prawdy, żywa pamięć, zwiastunka przyszłości" (Tytus Liwiusz)


Na górę
Post: 07-10-2021 13:46 
Offline

Rejestracja: 18-12-2014 20:50
Posty: 438
to za kare hehe

_________________
pzdr
mazeno


Na górę
Post: 07-10-2021 21:34 
Offline

Rejestracja: 10-05-2011 15:36
Posty: 737
Lokalizacja: słupsk
Leuthen pisze:
Bardziej niż na pochwałę mazeno liczyłem na plusika od taska, a tu takie rozczarowanie :mrgreen: :D :lol:

???
Chociaż kiedyś, nie pamiętam na którym forum, pozytywnie oceniłem Twoją prelekcję na spotkaniu MBN, to moją ocenę olałeś. Nie jestem pamiętliwy, więc,
a masz (+).
Relacja dopracowana, ciekawa narracja z wplecionymi, ale nie nachalnie, informacjami historycznymi. Te wstawki mało mnie interesowały, ale nie przeszkadzały w wędrówce, bo czytając wędrowałem.


Na górę
Post: 08-10-2021 12:23 
Offline
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09-04-2007 15:28
Posty: 307
Lokalizacja: Wrocław
task pisze:
Leuthen pisze:
Nie jestem pamiętliwy, więc, a masz (+).

A ja jestem bardzo pamiętliwy - jak na zodiakalnego skorpiona przystało :wink:
Przypomnienie
viewtopic.php?f=18&t=7994&start=45#p47322
"Plus mały" to dla mnie plusik i to jego się "domagałem" czy też oczekiwałem. Musiałem żebrać jak początkujący influencerzy w necie o "lajki", "polubienia" czy inne tam "serduszka" (nie wiem, nie znam się, nie ma mnie w mediach społecznościowych :) ), ale mimo wszystko dziękuję :D Skorpiony pamiętają też miłe rzeczy, nie tylko minusy :mrgreen:

task pisze:
Relacja dopracowana, ciekawa narracja z wplecionymi, ale nie nachalnie, informacjami historycznymi. Te wstawki mało mnie interesowały, ale nie przeszkadzały w wędrówce, bo czytając wędrowałem.

Myślę, że ta relacja nie różni się zasadniczo stylem/kompozycją/narracją o wielu innych moich opisów wędrówek górskich. Stosowne wątki poboczne (nie tylko historyczne) można pominąć bez szkody dla całości, choć nie każdy wie np., z jakim problemem mierzyli się amerykańscy rangersi na Pointe du Hoc w Normandii i czy jest to porównywalna skala trudności z brodem przed Nieznajową, ale kto chce, doczyta (bez problemu do znalezienia w sieci). Każdy ma własne skojarzenia z mijanymi miejscami. Podobno dobra opowieść powinna przenieść czytelnika do opisywanego świata. Próbowałem, a kto czytał, oceni sam :wink:

_________________
"Historia to świadek czasów, światło prawdy, żywa pamięć, zwiastunka przyszłości" (Tytus Liwiusz)


Na górę
Post: 09-10-2021 00:08 
Offline

Rejestracja: 18-12-2014 20:50
Posty: 438
niby piszesz, ze cie nie ma
ale jednak jestes fejsbukowy chlopiec
co za roznica czy plusy czy lajki

ja mam zawsze dwie odpowiedzi na takie zebranie
1. pros albo 2. klekaj
a i tak nie daje
hehe

_________________
pzdr
mazeno


Na górę
Post: 09-10-2021 21:46 
Offline

Rejestracja: 04-03-2018 16:40
Posty: 176
[quote="
ale jednak jestes fejsbukowy chlopiec
co za roznica czy plusy czy lajki

a i tak nie daje
hehe[/quote]

To fakt różnica żadna a szukanie akceptacji w necie słabe!

Wiem , że nie dajesz nawet małemu Jacksonowi pod kompresorem nie dałeś. :)


Na górę
Post: 10-10-2021 13:25 
Offline

Rejestracja: 18-12-2014 20:50
Posty: 438
bo jestem skapiradlo
i z centusia potrafie wycisnac

_________________
pzdr
mazeno


Na górę
Post: 10-10-2021 16:24 
Offline
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09-04-2007 15:28
Posty: 307
Lokalizacja: Wrocław
mazeno pisze:
niby piszesz, ze cie nie ma
ale jednak jestes fejsbukowy chlopiec
co za roznica czy plusy czy lajki

ja mam zawsze dwie odpowiedzi na takie zebranie
1. pros albo 2. klekaj
a i tak nie daje
hehe

Dlatego Ciebie o plusa nie prosiłem, task lubi rozdawać plusiki i minusiki, a ja lubię ironicznie udawać rozczarowanego brakiem plusika. Nie wiem, co lubi Kulczyk1, pewnie góry i Roztocze. Każdy lubi co innego.

_________________
"Historia to świadek czasów, światło prawdy, żywa pamięć, zwiastunka przyszłości" (Tytus Liwiusz)


Na górę
Post: 11-10-2021 09:26 
Offline

Rejestracja: 18-12-2014 20:50
Posty: 438
nie idzie o to kogo prosiles
ino o sam fakt skamlania
swiadczy o skamlajacym

_________________
pzdr
mazeno


Na górę
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 24 ]  Przejdź na stronę 1 2 Następna

Strefa czasowa UTC+01:00


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Limited
Polski pakiet językowy dostarcza Zespół Olympus.pl