Trójkąt Wysowa - Radocyna - Magura Małastowska (względnie Bartne) - Wysowa jest jak najbardziej do przejścia w trzy dni, choć na zwiedzanie licznych drewnianych osobliwości po drodze czasu za wiele nie zostanie. Można się pocieszyć, że cerkwie poza niedzielą są i tak zamknięte na głucho i na kłódkę; zresztą moim skromnym zdaniem są jakby ciekawsze z zewnątrz, niźli od środka.
Zaletą tego Trójkąta jest możliwość wyboru tras, od wyrypiastych, po idących głównie dolinkami. Pierwszego dnia, na ten przykład, można przekaraskać się przez Kozie Żebro i Rotundę (lub, w wersji południowej i równie ambitnej - Jaworzynkę i Jaworzynę Konieczniańską), ale można też iść trasą zgoła rozrywkową przez Blechnarkę, doliną Regetówki i Sidławy (na szukanie źródlisk tej ostatniej zostaw sobie czas na później; warto!), a potem drogą ze Żdyni do Radocyny. Można iść drogami i szlakami, można zaprojektować sobie wariant z przedzieraniem przez krzole. Po drodze jest kilka cmentarzy z I wojny światowej, okopy, a jak się ma szczęście, to i niewypały. Sporo grzybów.
We Wysowej, jak pisał Michał, miejsc do spania jest skolko ugodno, od szemranych agroturystyk poprzez szacowne pensjonaty, po hotel w klimatach luksusowo-gierkowskich. Jest gdzie zostawić auto. W Radocynie tzw. 'hotel' Nadleśnictwa, cokolwiek nostalgiczny w kwestii standarów noclegowych, ale czysty i z bardzo dobrym i rozsądnie wycenionym żarciem. Piwo. W dolinie powyżej i poniżej żeremia bobrowe i zwykłe połemkowskie nostalgiczne rupiecie: cmentarze, kapliczki i tabliczki. Jak wolisz mieć płócienny dach nad głową, w Radocynie jest i baza namiotowa, gdzie Cię przenocują pod takim namiotem, w jakim w 3KDH trzymaliśmy zuchów. Magura i Bartne to schroniska, na temat których teraz się nie wypowiem, bo wędrowałem w tamtych okolicach wyłącznie z namiotem (raz po ciemku - ale to były Mroczne Lata Osiemdziesiąte - rozbiłem się niechcący na cmentarzu wedle muru, bo myślałem że to pole namiotowe). Odwiedzone ostatnimi czasy na krótko sprawiają wrażenie miejsc raczej przyjaznych (tzn. schroniska, nie cmentarze).
W środku (no, może minimalnie mimośrodowo) Trójkąta mieści się Stadnina w Regetowie (z filią w Gładyszowie). Można zjeść obiad, bez ryzyka zatrucia, a jak się jeździ konno - pojeździć. Jeśli się nie jeździło, można też spokojnie umówić sie na pierwszą lekcję w życiu, co będzie dodatkową atrakcją z tych nie grożących skręceniem karku - hucuły to bydlęta o niesamowitej łagodności i jak na konie całkiem rozgarnięte, choć kłus u nich taki jakby dwusuwowy. Na łąkach między Gładyszowem a Małastowem można zobaczyć czarne bociany. W wersji skróconej można zamiast Wysowej wybrać hotel przy stadninie, który od okolicznych cerkwi różni się tym, że od środka wygląda znacznie lepiej, niż z zewnątrz, bo za komuny była to stajnia.
A propos cerkwi - w Regetowie unikat - cerkiew wystawiona niedawno i konsekrowana w zeszłym roku!
To tyle. Nie wiem, czy opowieści pisane w piątek wieczorem można traktować poważnie
Ach, nazwałbym to raczej 'wycieczką', nie 'trekkingiem'. Różnica jest w tym piwie, co je można jednak po drodze spokojnie kupić, i którego dostępność ujmuje heroizmu całemu przedsięwzięciu. Przez to, ilekroć w Beskid się wybierami, schudnąć jakoś nie mogę.