tera ja:)
Dawno dawno temu w zamierzchłych czasach licealnych pewna koleżanka wpadła na szatański pomysł i postanowiła zaciągnąć mnie na rajd plecakowy organizowany przez SKPB Wawa. Tak więc ja-subtelne dziewczę dotychczas jeżdżące przykładnie samochodem z rodzicami na wczasy, zakupiło stuptuty w kolorach maskujących (to już legenda:) ) i ruszyło na podbój karpackiej dziczy. Podbój zakończył się bąblami na stopach jakich najstarsi przewodnicy podobno nie widzieli, ramieniem skrzypiącym jak stare drzwi od stodoły i ogólną niechęcią do kąpieli błotnych.........I co? I zdaje się, że albo miałam zaćmienie umysłu albo odezwały się geny jakiś południowych przodków zagubionych w odmętach czasu, bo dałam się potem w te góry zaciągnąć drugi i trzeci i n-ty raz. No i za tym trzecim razem jakoś tak niezauważalnie i bez większych fajerwerków wtuptałam w Niski.
W międzyczasie wyrosło się z eskapebolskich rajdów i nadszedł etap łażenia mniejszą lub większą grupą pomyleńców po tych czy innych górkach. Po jakimś czasie znajomym ambicja uderzyła do głów i ruszyli w Kaukazy czy inne Gorgany, a mnie ten Niski w głowie siedział i ciągnął. Nie wykluczam też, że ciągnięcie było spowodowane w pewnym stopniu moim lenistwem bo tak naprawdę to pod górę ja się nie lubię nachalnie pchać a Niski jak wiadomo jest niski:)))...... Eeee, nie to stanowczo nie był główny powód:)))
A potem....potem to już między innymi była misja samobójcza podczas burzy na polu w Darowie, ekscesy erotyczne w rowie w Bartnem, moczenie dupska w tunelu aerodynamicznym w Olchowcu, żale Śpiwora Kowalskiego w Polanach, matrix w Ciechani, kradzione kartofle w Regetowie, atak moździerzowy w Chyrowej i tym podobne "ciekawe historie":)))...
5 i pół roku temu byłam z koleżanką (tą od szatańskich pomysłów) w Wołowcu gdzie pewien wredny kot bezczelnie zeżarł nam kiełbasę. Śmiertelnie obrażone postanowiłyśmy opuścić to siedlisko złoczyńców.... i tak trafiłam do Chatki w Nieznajowej. No i koniec kropka proszę Państwa.Wsiąkłam.Świat mi się przewrócił do góry nogami. To nie ja weszłam do Chaty, to raczej Chata weszła w moje życie, rozwaliła wygodnie swoje drewniane dupsko i siedzi zadowolona:))). A ja nie narzekam, no może oprócz tego że turystyka czynna zamieniła się w turystykę bierną ze wskazaniem na piwko w Radocynie.....eee wcale nie narzekam:))). No i tak od tych kilku lat jak mnie tam nie ma i nie wiem co się dzieje w Dolinie to jestem chora, biedna i brzydka.
A opowieść kończy się tym, że właśnie przerabiam swoją trzecią beskidzką miłość (oby docelową) rodem a jakże z Chatki nieznajowskiej:)))
a w przyszłym tygodniu odbieram klucze do swojego prywatnego wiejskiego beskidzkiego domciu
)) i przymierzam się do zapuszczenia beskidzkich korzeni
ufff finisz