lizus ;P
> pogardę do zasad ortografii i gramatyki w malarstwie XX w. bardzo popularny byl abstrakcjonizm (plus poboczne). chyba nawet dalej jest, chociaz teraz przybral cialo zupelnego nihilizmu formalnego. 99% mlodziakow startujacych na wyzsze uczelnie artystyczne* (oraz 99% opuszczajacych progi tychze) smarowalo bez zadnych oporow bezksztaltne plamy, niewiele sobie robiac z prawidel typu swiatlocien, perspektywa, kompozycja, forma, ksztalt itp. i oni (jak rowniez wszelkiej masci krytycy i media, bo taki trynd mamy) nazywali (nazywaja) to sztuka - takie artystyczne "robta co chceta i z kim chceta". abstrahowac (z laciny) znaczy odrywac (pewne) cechy od rzeczywistosci. zeby byc abstrakcjonista, trza wpierw umic nasmarowac portret, konia czy martwa nature okolorealistycznie. nawet w grocie lascaux byk wyglada jak byk, a nie jak kupa (byczego lub nie) gowna. wielki pablo ruiz, zanim wpadl w hurtowe mazianie farba po plotnie (zreszta czesc z picassow to sciema - podpisywal to, co terminujacy u niego mlodziaki smarowali, bo "pikassy" sie swietnie sprzedawaly) uprawial malarstwo czysto figuralne, dopiero potem zaczal "odrywac" - kubizowac, abstrahowac, guernikowac etc. do czego zmierzam: wspomniana wyzej moja pogarda (kulczyk, bynajmniej nie obrazam sie za takie stwierdzenie, patrz ciag dalszy) nie ma nic wspolnego z ortografia - szkoly pokonczylem dawno (koncza mi sie "dziesci", zaraz sie zaczna "dziesiat", ale dalej czuje sie na "nascie"), wiec bledow ortograficznych, interpunkcyjnych, gramatycznych et consortes u mnie specjalnie duzo ponad norme raczej nie znajdzieta; wyjawszy literowki i premedytacje (chocby gwarowa - exemplum: czesto uzywam "ino" w miejsce "tylko", lub jajcarska - nasladuje czasem idiotyczne formy typu "zrobio", "pojdo" czy inne mlodziezowe wygibasy, czasem wplatam jakis slang lub zlodziejska "kmine", czasem calkiem rezygnuje z interpunkcji i klepie se "bialym wierszem") z reguly pisze poprawnie (specjalnie zwracajac uwage na interpunkcje); "ogonki" oraz minuskula to moj stosunek do ynternetow, od polowy lat 90-ych (czyli poczatkow komercyjnego netu w polsce) pisze w ten sposob. traktuje pisanine w ynternetach jako rozrywke, a nie prace naukowa. nie tylko zreszta ze wzgledu na forme, rowniez na tresc. powyzszy elaboracik zreszta rowniez pisze se dla jaj.
niektorych taka pisanina razi, niektorych smieszy, niektorzy z punktu widza, ze robie se jaja, innych wnerwia, niektorzy sami sie podkladaja, wtedy mam dodatkowa beke (chocby z pana lutyni). mam spory dystans do siebie, wiec wymagam tego dystansu do siebie rowniez od innych. dla tych, co jednak go nie maja i nie chca miec - jestem bezwzglednym, zimnym draniem hyhyhy "lizus" powyzej slusznie napisal: wiecej luzu, panowie. okolice jakiegos "doroslego" punktu na zyciorysie nie nobilituja az tak bardzo, zeby stracic autoironiczne poczucie humoru. wyjrzyjcie se na pole (nie na zaden "dwor" - kongresowka niech zamilknie, bo wam przypomne, skad sie u was wzielo owo "na dwor") - wiosna, zielono, jest wpyciarsko. buziaki.
--- * - kiedys slynna byla anegdota na krakowskiej asp. onegdaj jednym z calej serii egzaminow byla tzw. rozmowa kwalifikacyjna. jakas mloda laska, chcac byc supernowoczesna, zaczyna *** na matejke, ze realista, ze bez wyobrazni, ze czyste odtwarzanie etc., w ogole porazka, jak mozna. jak juz skonczyla tyrade, jeden z egzaminujacych zadal jej pytanie: - szanowna pani, a czyje imie nosi nasza asp?
_________________ pzdr mazeno
|