Jure pisze:
...w Rozstajnem mieliśmy (3KDH*) obóz, jakoś tak w połowie Mrocznych Lat Osiemdziesiątych.
Ale - w gruncie rzeczy - były to najfajniejsze lata. Teraz tam jest jakiś park narodowy; wtedy - za pozwoleniem miejscowego Pana Leśniczego - wyciąłem kilka olch znad samego potoku i zbudowałem most. Woziliśmy tym mostem, za pomocą rowera z przyczepką zaopatrzenie z jedynego sklepu. W Grabiu. Ziemniaki, dżem i makaron. Nad ranem woda zamarzała w menażkach i kubkach, a był to Lipiec; Rozstajne ma nader osobliwy mikroklimat; nie wymarzłem potem nigdy tak, jak wtedy, w tym lipcu,, nawet nocując w igloo w lutym Bieszczadach. Chłopaki widzieli tam rysia. Przestrzegano nas przed szklanymi minami z I WŚ, zalegającymi gdzieś ponoć na Żydowskiem. Nie wiem, czy to prawda, z tymi minami.
A potem przyszły sakramenckie deszcze. Kładka którą Druh Tomasz S (wówczas świeżo upieczony lek. med. obecnie zaś znany kardiochirurg w USA) zbudował do swego namiotu sanitarnego (w którym nikt przez cały obóz nie musiał być hospitalizowany, ale namiot sanitarny był wymagany przepisami) na mych oczach podniosła się w odmętach, obróciła na drugą stronę i popłynęła gdzieś ku Nowemu Żmigrodowi. Ewakuowaliśmy się na PeKaeS. Mój most wytrzymał owe termina, ale z wiosną rozkurzyło go do ostatniej belki - Druh Gożdzik** znalazł potem późną wiosną roku następnego jego resztki zaplątane w nadbrzeżne drzewa na wysokości 2-3m.
Tak ongi to było w Rozstajnem.
Fajne to były czasy.
-----------------------
*Dyabli Zieloną Trójkę potem skroś personalnych ambicji paru głupków wzięli, a była to przecie jedna z Najstarszych Drużyn Rzeczpospolitej.
**próżniejszy Autor znakomitego przewodnika po Lwowie.