Wklepuję cz. I
Liberator i Halifax
To były dwa samoloty i dwie katastrofy! [ale mi odkrycie -js] Ekspedycja badawcza dostarczyła nowych dowodów na obalenie teorii o głośnej tragedii z lat II wojny światowej.
Noc z 16 na 17 sierpnia 1944 roku w niewielkiej wiosce Olszyny położonej 15 km na północ od Gorlic [
], był niezwykle pogodna. Około godziny 4 rano większość mieszkańców twardo jeszcze spała. - Ja natomiast właśnie tej nocy wyjątkowo nie mogłem zasnąć, byłem wyjątkowo niespokojny – opowiada 75 letni dziś Emil Niziołek. Głucha ciszę przełamał nagle dźwięk, z którym spotkałem się pierwszy raz w życiu. Coraz potężniejszy, narastający z sekundy na sekunde, szum, podobny do tego, jaki wywołuje wiatr podczas potężnej wichury – wspomina.
13 - letni wówczas chłopiec błyskawicznie wybiegł z domu i zamarł w miejscu, gdy ujrzał ryczącą kulę ognia z olbrzymia prędkością spadającą z nieba. Potem był już przeraźliwy huk. Ziemia zatrzęsła mu się pod nogami. W jednej chwili ogień zaczął trawić okolicę. Pokryty strzecha dach jednego z domów stanął w płomieniach. Spokojna beskidzka [:lol:] wioska w ciągu kilku sekund zmieniała się w piekło.
Dopiero po dwóch latach badań stwierdzić można z całą pewnością, że Olszyny stały się miejscem tragedii samolotu B – 24 „Liberrator”, pilotowanego przez kapitana Zygmunta Plutę, straconego przez niemiecki nocny myśliwiec
Do rozwikłania zagadki przyczyniała się ekspedycja naukowa, zorganizowana w ubiegłym tygodniu przez Politechnikę Krakowską I Małopolski Urząd Wojewódzki przy udziale „Gazety Krakowskiej”.
Lata niewiedzy
Przez wiele lat dominowała teoria, mówiąca, że w Olszynach rozbił się tylko jeden z czterech silników Liberatora, który przeleciawszy 30 kilometrów runął na terenie wioski Banica (dziś Krzywa)
- Badania w tej sprawie prowadziło wielu naukowców. Jako pierwsi zajęli się Tomasz Sikorski [Kangur ] i Michał Kręs – mówi Tomasz Jastrzębski, uczestnik ekspedycji
Pozostawało jednak wiele wątpliwości. Najpoważniejsze z nich wiązały się z relacjami naocznych świadków, którzy do dziś dają głowę, że w ich miejscowości rozbiła się cała maszyna.
Uznając relacje za wiarygodne, nasunęło się kolejne pytanie. Jeśli w Olszynach doszło do katastrofy Liberatora kpt. Pluty to jaki samolot spadł w Banicy? Po badaniach przeprowadzonych w ubiegłym tygodniu jest już pewne, ze był to brytyjski HP „Halifax”, prawdopodobnie z polska załogą na pokładzie.
- Istnieje duże prawdopodobieństwo, że był to samolot kpt. Franciszka Omylaka, który zaginął w nocy z 27 na 28 sierpnia 1944 roku nad Adriatykiem – przypuszcza Krzysztof Wielgus (PK), dowodzący poszukiwaniami. - Argumentem przemawiającym a tym byłby fakt, ze ustalono miejsca katastrof wszystkich „Halifaxów”, z wyjątkiem tego jednego – dodaje. Zastanawiające są również napisy na symbolicznych ponikach, postawionych w obydwu miejscowościach w 25 rocznicę katastrofy. W Krzywej widnieje napis: „ Pamięci 7 lotników polskich nieznanego nazwiska, niosących pomoc dla powstańców Warszawy, poległych w Banicy we wrześniu 1944 roku” Jeżeli miał to być Liberator, to dlaczego uznano załogę za nieznaną, skoro wiadomo było kto był na pokładzie samolotu? I skąd ta wrześniowa data?
Z kolei w olszynach umieszczono nazwiska jedynie 5 z 7 członków załogi Liberatora. Zaskakująca jest pisownia trzech z nich. T. Janecki figuruje jako Tenika, B. Wichrowski jako Wachowski, a B. Malejka jako Matejko. Wszystkie te wątpliwości sprowadziły 20 osobową ekipę w Beskid Niski.
Halifax w Banicy
Po miejscowości Banica pozostało już wspomnienie. – Przed wojną była to bardzo duża wieś [:lol: heheheh chyba jedna z mniejszych]. Po jej zakończeniu prawie cała ludność została wysiedlona – tłumaczy Piotr Rotko, właściciel działki, na której doszło do katastrof Halifax. Wieś zamieszkana była przede wszystkim przez ludność łemkowską, która w ramach akcji „Wisła” w 1947 roku musiała opuścić swe domy. Dziś tereny należą do miejscowości Krzywa.
Wieś zamieszkana jedynie przez 15 rodzin, leży n uboczu cywilizacji. Wydostanie się z niej komunikacja państwową w soboty i niedziele jest niemożliwe. Wielką zaletą jest malowniczy widok na Beskidy oraz niezwykle otwarci i życzliwi ludzie. Wśród nich są dwie osoby które pamiętają wydarzenia z 1944 roku. Rudolf Michalewicz miał wtedy 10 lat. Dobrze pamięta jak on i jego rodzina zbudzeni zostali w nocy przez straszliwe wycie silników oraz olbrzymi huk. Maszyna rozbiła się 300 metrów od jego domu
- Pobiegłem razem z mamą na miejsce. Aż przykro było patrzeć. Dookoła szczątki ludzi, porozrywana skóra wisiała na drzewach – wspomina. Na polanę przy lesie zbiegli się ludzie z okolicznych wiosek. Michalewicz pamięta ciało jednego z członków załogi, który jako jedyny nie został rozerwany. – ludzie zaraz rozebrali go, zabrali mundur. Chłopi przychodzili tu z wołami i zabierali co się dało. Jeden wyciągnął nawet skrzydło – opowiada Michalewicz.
Katastrofę pamieta również Roksana Ajdukiewicz, wówczas ośmioletnia dziewczynka, dziś siostra zakonu bazylianek w Gorlicach. – Na miejsce przychodziły całe procesje ludzi. Pamiętam ciało lotnika, leżące na polanie. Ludzie opowiadali, że miał przy sobie dokumenty i zdjęcia rodziny – wspomina siostra Oksana. – Zdjęcie rzeczywiście istnieje. Zrobione zostało w Poznaniu, a znajdowały się na nim dwie kobiety – mówi Krzysztof Wielgus. To bardzo istotny dowód, zważywszy, że kpt. Omylak pochodził z Poznania. – Szczątki dopalały się przez kilka dni. Cały dzień słychać było wybuchy, strach było tam podchodzić – mówi Michalewicz. Dopiero gdy pożar zgasł można było podejść bliżej. Były tam nie tylko szczątki ludzi i samolotu ale i dużo broni, całe zwoje materiału, ubrania - dodaje.
Arkadiusz Błaszczyk
GK 6 X 2006, s. 8
cdn