Sercu bliski Beskid Niski

Forum portalu www.beskid-niski.pl
Dzisiaj jest 27-04-2024 12:16

Strefa czasowa UTC+01:00





Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 48 ]  Przejdź na stronę Poprzednia 1 2 3 4 Następna
Autor Wiadomość
Post: 10-06-2010 21:21 
Offline

Rejestracja: 03-10-2008 19:27
Posty: 58
Chyba ktoś powinien tą wojnę galicyjską napisać na nowo bez cklojalistycznego odchylenia.


Na górę
Post: 11-06-2010 20:51 
Offline
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09-04-2007 15:28
Posty: 308
Lokalizacja: Wrocław
alcek pisze:
Chyba ktoś powinien tą wojnę galicyjską napisać na nowo bez cklojalistycznego odchylenia.

No... Jak by to ująć... Bo ja... zbieram od pewnego czasu materiały do książki o wojnach w Beskidzie Niskim (konfederacja barska, I wojna światowa, II wojna światowa etc.) i kiedyś może nawet ją napiszę :oops: Zresztą o mało nie podpisałem na nią umowy z tym samym wydawnictwem "Libron", który wydał "Wojnę galicyjską" :wink:

Jest też luźny na razie projekt, żeby kilku historyków - dobrych znawców tematu - napisało wspólnie solidną monografię bitwy pod Gorlicami na jej stulecie (2015) opartą zarówno na źródłach, jak i opracowaniach: niemieckich, austro-węgierskich i rosyjskich. Może się uda - to jeszcze 5 lat...

_________________
"Historia to świadek czasów, światło prawdy, żywa pamięć, zwiastunka przyszłości" (Tytus Liwiusz)


Na górę
Post: 21-07-2010 13:20 
Offline

Rejestracja: 19-07-2010 12:16
Posty: 378
A ja myślę, Leuthen, że odkryłeś powołanie w tropieniu wszelkich forów historycznych i zbliżonych, na których biedny Bator nie został jeszcze zjechany :wink: :wink:

Nie chciałbym włączać się do dyskusji o WG, która nawet na tutejszym forum ma przynajmniej dwa wątki. Zdumiewa mnie tylko jedno - jak się to dzieje, że Batorowi za pracę... cóż, istotnie kontrowersyjną, obrywa się tak potężnie, podczas gdy inne gnioty w ogóle nie są dostrzegane???

Bator ma czasem istotne problemy z podawanymi faktami (gdzieś tu analizowano ilość poległych pod Limanową), stawia też oceny nieortodoksyjne, ale często mieszczące się w granicach tzw. logicznego rozumowania. Mógł napisać tę książkę znacznie lepiej. Ale - na miły Bóg - mógł znacznie, znacznie gorzej.

Miałem w swym ręku coś, co nosi dumnie tytuł: Front wschodni 1914-1920. Historia pierwszej wojny światowej, Michael Neiberg, David Jordan. Gniota owego wypuściło wydawnictwo Rebis. Niestety, w ręku już nie mam, a to dlatego, że wydanie choćby pięciu groszy na wypociny dwóch panów autorów poczytywałbym za szkodę nadmierną. I naszła mnie smutna refleksja na temat wartości WG Batora, kiedy w owej publikacji o wschodnim froncie znalazłem jakąś wzmiankę, że w Karpatach to się coś działo, a nazwy "Limanowa" nie odnalazłem w ogóle. Jest nadzieja, że źle szukałem, ale raczej nikła. Tylko dlaczego nikt nie jeździ po owym dziele tak jak po Batorze???

_________________
Prihovárajte sa medveďovi pokojným hlasom - toto môže upokojiť medveďa aj vás


Na górę
Post: 21-07-2010 19:25 
Offline

Rejestracja: 16-09-2005 06:50
Posty: 1198
Lokalizacja: kolejno z: base.7g, 8g, 9g
Cytuj:
Tylko dlaczego nikt nie jeździ po owym dziele tak jak po Batorze???

Z prostego powodu mi sie wydaje - akcja rodzi reakcję. Cóś co jest reklamowane przez tzw. fanów Austro-Węgier jako któryśtam z cudów świata gdy okazuje się bynajmniej nie taką rewelacją otrzymuje negatywne recenzje o podobnym nasileniu. Z kolei książka o której wspominasz nie ma szans doczekać się recenzji równie negatywnych ponieważ od początku na polskim rynku nikt się nią nie zachwycał i nie tytułował "przełomem" czy "rewelacją"...

_________________
Hasło wikipedii "Oddział Grobów Wojennych C. i K. Komendantury Wojskowej w Krakowie" stanowi częsty dla tego źródła informacji przykład pilnie pielonego za pomocą cenzury prewencyjnej prywatnego folwarku mającego uchodzić za obiektywne informacje.


Na górę
Post: 24-07-2010 20:41 
Offline

Rejestracja: 19-07-2010 12:16
Posty: 378
No pewnie masz rację. Tyle że z jednego powodu książka Batora nadal wydaje mi się rewelacją i zasługuje na reklamę- w sposób dosyć kompleksowy rusza temat, którego w polskiej literaturze historycznej nikt od dawien dawna - jeśli w ogóle - nie próbował tknąć. Przed Batorem 80% dostępnych w nakładzie większym niż trzycyfrowy publikacji odnośnie Wielkiej Wojny w Galicji dotyczyło Piłsudskiego i Legionów, a co do pozostałych - jak raz przeczytałem niezły, ale jednak boleśnie zwięzły opis kampanii (Zgórniak albo Bogdanowski) , tak do dziś bez przerwy spotykam w innych publikacjach dwa sakramentalne zwroty: o 4 c.k. Armii, co to "wyszła gościńcami warszawskim i proszowickim wprost w pole" (działa twierdzy zawsze wtedy strzelają "na przedpole ku zajętym Smardzowicom" i in.), a grupa Piłsudskiego "zaznaczyła się dwoma czynami wojennymi" - w tym w docenianym (słusznie) wydawnictwie pokonferencyjnym z Nowego Targu. Nie dziwota, że dla wielu osób WG Batora była po tym naprawdę miłą odmianą!

_________________
Prihovárajte sa medveďovi pokojným hlasom - toto môže upokojiť medveďa aj vás


Na górę
Post: 25-07-2010 09:04 
Offline

Rejestracja: 16-09-2005 06:50
Posty: 1198
Lokalizacja: kolejno z: base.7g, 8g, 9g
I dlatego właśnie ,że wielu tak uważa - iż jest to "kompendium zasługujące na reklamę" - należy ostrzec nieświadomych, że książka ta nie jest bynajmniej zbiorem wszystkich ważnych wydarzeń a te wydarzenia które w niej zebrano bynajmniej nie zostały przedstawione w obiektywnym świetle. Czytanie jej jako jedynej lektury dotyczącej I wojny światowej w Galicji może przynieść oprócz korzyści - wiedzy o wydarzeniach także znaczną szkodę - przyjęcie optyki jej autora, moim zdaniem anachronicznej by nie rzec mocniej. Należy także zwrócić uwagę iż autor przed jej napisaniem nie miał kompletnie żadnego dorobku w poruszanej w niej tematyce ani w ogóle dorobku historyka (bardzo proszę mnie poprawić jeśli się mylę). Wielu może uważać iż tezy w niej przedstawione wynikają z wieloletnich badań źródłowych, analiz, dyskusji itp. tymczasem niejednokrotnie jest to rodzaj "rodzinnych poglądów" jak chociażby ten tutaj poruszany o Łemkach.

Fakt - jeśli ktoś hołduje bezkrytycznie mitowi "Austria Felix" (i równie silnemu mitowi "Polak, Węgier dwa bratanki") to książka ta będzie miodem na jego serce. Autor wyzyskuje bowiem te mity bezlitośnie i trzeba przyznać niezwykle umiejętnie.

Jeśli chodzi o Leuthena to trudno mi się wypowiadać dlaczego wciąż dalej uprawia kryptoreklamę :evil: tej pozycji na forach internetowych, może z tego powodu że im większą wiedzę o działaniach militarnych z tamtego okresu się posiada tym bardziej uciążliwa jest lektura w/w pozycji :idea:

_________________
Hasło wikipedii "Oddział Grobów Wojennych C. i K. Komendantury Wojskowej w Krakowie" stanowi częsty dla tego źródła informacji przykład pilnie pielonego za pomocą cenzury prewencyjnej prywatnego folwarku mającego uchodzić za obiektywne informacje.


Na górę
Post: 25-07-2010 10:43 
Offline

Rejestracja: 03-10-2008 19:27
Posty: 58
Książkę Batora całkiem nieźle się czyta. Razem z nią łatwo jest połknąć c-klojalistycznego bakcyla. Z uwagi na brak innych publikacji kompleksowo omawiających ten temat praca ta u mniej będzie zarażać umysły mniej wyrobionych mitem "Austria Felix".


Na górę
Post: 29-07-2010 18:18 
Offline

Rejestracja: 19-07-2010 12:16
Posty: 378
Cóż, coś mi się wydaje, że prawda leży gdzieś pomiędzy "Austria Felix" a ocenami w rodzaju "więzienie narodów"...

Ale z innej beczki. Pozostając w todze advocatus diaboli, wysunę argument nieco podobny do "A u was biją murzynów" ;) Otóż mam od paru godzin w ręku pozycję "Pierwsza wojna światowa w Karpatach" Olszańskiego. Pamiętam, że w iluś wypadkach (któż zliczy wątki nt WG - może tylko sam Leuthen ;p) przeciwstawiano tę pozycję pracy Batora.
Mam świadomość, kiedy i w jakich warunkach powstawało dziełko Olszańskiego (dziełko - bo niewielkie, nie mam na myśli niskiego poziomu). Ale napotkałem w nim błędy tego samego rodzaju, jakie wytyka się Batorowi, a kto wie, czy nie w podobnym stężeniu. Tak jak Batorowi zarzuca się umniejszanie roli Niemców, tak dziwnym trafem Olszański w ogóle nie wspomina ich udziału w operacji limanowskiej (czy walki 47DPRez były pierwszorzędnej wagi, nie wiem, ale skrwawiła się ona niesłychanie); mamy "Lisingena" miast Linsingena (nic strasznego, sam przez lata mówiłem tak samo), fort "Łysina" w miejsce "Łysiczki" ... jeszcze kilka by się znalazło. Batorowi można różne rzeczy wytykać, ale Chińczyków nad Dunajcem na pierwszą linię nie wprowadził. Rozumiem Olszańskiego, że napisał to, co znalazł w tekście źródłowym, dziwi mnie tylko brak podejrzliwości w cytowaniu tej rewelacji. A już zupełnie dośpiewał sobie, że te bidne, skośnookie oddziały zostały "zmuszone do walki w obcej sprawie i na obcej ziemi" ;)

Reasumując - i dlatego piszę o tym w wątku "Węgierskiego nacjonalisty" - popełnianie błędów nie jest immanentnie związane z osobą J. Batora, nie taki on więc straszny, jak się go maluje ;)

_________________
Prihovárajte sa medveďovi pokojným hlasom - toto môže upokojiť medveďa aj vás


Na górę
Post: 29-07-2010 19:28 
Offline
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09-04-2007 15:28
Posty: 308
Lokalizacja: Wrocław
Ponieważ zostałem wywołany do tablicy, odpowiem hurtem na uwagi kol. tom1915 :)

1) Owszem, na polskim rynku wydawniczym ukazuje się mnóstwo chłamu. Nie jestem jednak prezesem "REBIS"-u, żeby odpowiedzieć kompetetnie na pytanie, dlaczego takie dzieło ukazało się po polsku. "Nie ten adres" - jak to mawiał na forach J.B., gdy zarzucałem mu, że napisał jakąś bzdurę :lol:
Akurat przeglądałem dziś w EMPIK-u rzeczoną pozycję. Owszem, nie jest zachwycająca, ale od dawna uważam, że jacykolwiek autorzy anglojęzyczni nie są kompetentni, by pisać o froncie wschodnim - zarówno podczas I, jak i podczas II wojny światowej. Przykład: "Tannenberg 1914" P. Szlanty jest o niebo lepszy od "Zderzenia imperiów" D. Showaltera, pomimo że druga z w/w jest pokaźniejsza objętościowo.
2) Tak, nie zjeżdżam wielu innych gniotów. Przyczyna jest prosta. Nie znam się na wszystkim, jak co poniektórzy (np. polscy politycy). Ponadto książka Batora ma taką wadę, że jest nie tylko kiepska merytorycznie, ale z jej kart wieje nienawiść do: Niemców, Rosjan, Łemków, Rumunów, Serbów... YYYY, to chyba najważniejsi przedstawiciele rozmaitych nacji i grup etnicznych. Tak więc film "Rambo 5" z pewnością będzie opowiadał o tym, jak to dzielny CK-żołnierz w pojedynkę odbija Twierdzę Przemyśl z rąk Rosjan :mrgreen: Szkoda, że fakty mówią co innego o armii tzw. "Najjaśniejszego Pana". Znam kilka recenzji "Wojny galicyjskiej" opublikowanych przez poważnych (a nie domorosłych) historyków (akademickich). Żadna ze znanych mi nie jest pozytywna w sensie pochwały strony faktograficznej. To jest bardzo wymowne.
3) Hipotezy i poglądy logiczne? A które przepraszam? Przedstawienie tzw. "bitwy galicyjskiej" (33 dni: 18 VIII - 21 IX 1914) jako wielkiego sukcesu armii austro-węgierskiej? Straty armii austro-węgierskiej: 230 000 żołnierzy (w tym 40 000 jeńców) i 94 działa. Straty Rosjan: ok. 326 000 żołnierzy (w tym 100 000 wziętych do niewoli) i 400 dział. Wniosek: to była taktyczna klęska armii AW. Koniec IX 1914 - front stabilizuje się nad Dunajcem i u podnóża Karpat. Wniosek: Rosjanie zajmują Galicję Wschodnią ze stolicą całej Galicji - Lwowem oraz dużą część Galicji Środkowej. Wniosek: strategiczna klęska armii AW. J.B. twierdzi, że odwrót był wielkim sukcesem. A ja powiem - wojny nie wygrywa się robiąc odwroty! Odwrót armii A-W, tak podziwiany przez Batora, był dla tej armii masakryczny w skutkach (odsyłam do lektury wspomnień Stanisława Sosabowskiego "Droga wiodła ugorem"). Dwa miesiące po zakończeniu "bitwy galicyjskiej" Rosjanie są kilkanaście kilometrów od krakowskiego rynku. To pewnie kolejny sukces armii A-W? "Sukcesów" takich jest dużo więcej.
4) Sprawa 47 RDP
Nie twierdziłem i nie twierdzę, że to udział tej jednostki zadecydował o sukcesie bitwy pod Limanową. Fakty są jednak takie: nawet oficjalne opracowanie austriackie OULK przyznaje, że dywizja ta miała odegrać w bitwie szczególną rolę ze względu na stan liczebny (12 tys. tzw. "aktywnych bagnetów"). Dla porównania: jeden z CK-korpusów (dwudywizyjnych) biorących udział w bitwie nie miał nawet 9 tys. "aktywnych bagnetów". Jednakże nie tylko ilość się liczy, także jakość. Nie warto nawet porównywać metody obrony u Niemców i ich niewydarzonych sojuszników. Kolega poczyta sobie relacje np. legionistów Piłsudskiego spod Łowczówka. Nagle zorientowali się, że na skrzydłach wyparowali ich sąsiedzi - ukochani przez Batora węgierscy honwedzi. Nie tylko się wycofali - wycofali się porzucając broń (to było akurat korzystne, bo legioniści byli licho uzbrojeni, więc się dozbroili :D ). Ale musieli zaginać skrzydła, żeby Rosjanie nie zaszli ich z flanki. To bardzo miłe toczyć samotny bój z przeważającym liczebnie przeciwnikiem wiedząc, że Twoi towarzysze broni wieją aż się kurzy :roll: Generalną metodą walki w obronie armii A-W był odwrót, podczas gdy Niemcy (i Polacy) wychodzili z założenia, że czasem trzeba się bronić za wszelką cenę na miejscu. Stąd straty Niemców w bitwie pod Limanową. Oni wiedzieli, jaka jest stawka. Landszturmiści na Jabłońcu już nie. Wyczyn huzarów Muhra byłby niepotrzebny, gdyby obrona była twarda. Bator lubi tłumaczyć klęski A-W przewagą liczebną Rosjan. No to ja nie wspomnę o tym, jak na Jurze K-Cz jesienią 1914 r. jedna dywizja rosyjska rozniosła samodzielnie w strzępy 3 austro-węgierskie. "Przipadek" :?: :lol:
5) Olszański
Odpowiadając na zarzuty - owszem, książka ta ma dużo mankamentów merytorycznych, ale nie jest tak tendencyjna jak "WB". Powiem inaczej: jest to świetna książka jak na czas, w którym się ukazała (tak jak "Gorlice 1915" Klimeckiego). Nasz krakowski specjalista od I w.św. w Galicji, mając dostęp do o wiele szerszej bazy opracowań czy tekstów źródłowych (ale nie archiwów, o czym pisze :roll: ), nie wykorzystał swej szansy. Wolał bowiem załatwiać swe prywatne wojenki, jak sprawa rzekomej "dezercji" 28 pp (Praskie Dzieci), sprawa Maksyma Sandowycza itd.

Reasumując: kolega lubi Batora i jego twórczość, kolegi sprawa. Nie pierwszy to przypadek i nie ostatni (patrz: forum Austro-Węgry :mrgreen: ).
Zaś co do tropienia forów - raczej Bator niuchał wszędzie i szedł za mną krok w krok, więc to on raczej wykazywał oznaki obsesji :twisted:

_________________
"Historia to świadek czasów, światło prawdy, żywa pamięć, zwiastunka przyszłości" (Tytus Liwiusz)


Na górę
Post: 29-07-2010 20:36 
Offline

Rejestracja: 19-07-2010 12:16
Posty: 378
HerrGott, Leuthen, miło Cię znów czytać- ale nie czuj się do tablicy wywołany. Nie taki był mój zamiar! Cieszy mnie spotkanie znajomego z innego forum, myślę, że wybaczysz występowanie pod innym już "imieniem" (Trotta wydało mi się nadto ściśle związane z AW :D).

Czy lubię Batora, tzn. jego książkę - ciężko powiedzieć. Fakt, na początku reagowałem z entuzjazmem, który nieco opadł z czasem, choć nie zanikł w całości. Im więcej wiem o temacie, tym bardziej chciałbym przeczytać coś o podobnym zakresie, a napisanego solidniej. Nadal uważam, że za samo ruszenie tematu w tym zakresie Batorowi pewien szacunek się należy.

Zastanawiam się też, na ile możemy mu stawiać zarzuty "nienawiści" do Niemców czy Czechów (dałem w cudzysłów, bo ja bym to nazwał niechęcią), skoro wynurzeń polskich pamiętnikarzy nt. Austriaków czy Węgrów już w ten sposób nikt nie ocenia. Nie jestem też pewien, jaki jest stopień wiarygodności pamiętnikarzy legionowych. Po pierwsze- oczywiste było, że nie mieli powodu, aby CK Armię opisywać pozytywnie, i nie zdziwiłbym się, gdyby przy okazji załatwiali wiele swoich wojenek. Po drugie - dwadzieścia lat później ci sami panowie z tych samych Legionów mieli szansę się wykazać - i na tle weteranów z armii zaborczych niektórzy z tych gentlemenów zachowali się dosyć interesująco. Po trzecie- w Olszańskim z zainteresowaniem wyczytałem, że oto pod Rokitną ułani mieli dostać wsparcie piechoty, ale "rozkazy nie dotarły". Wierzę. Ale była to ta sama jednostka (w sensie- Legiony) i można było sprawę sobie wyjaśnić. Nie sądzę, żeby takie wątpliwości między honvedami a legionistami mogły zostać omówione w spokoju. Nie mówię, że było tak, czy że było odwrotnie, mówię: nie jestem pewien. Po czwarte nie mogę opędzić się refleksji, że za opuszczenie armii, której tylną straż miał stanowić oddział Piłsudskiego (manewr na Ulinę, bo nasi nie chcieli walczyć "za czeską Pragę czy niemiecki Wrocław" - taki rechot historii), w większości krajów ówczesnego świata byłaby dla dowódcy kulka w łeb. I nie wiem, czy jej brak w tym wypadku świadczy o poczciwości Monarchii, czy też w niekorzystnym świetle stawia jej armię. Zostawienie Wolbromia zapchanego taborami sojuszników, gdy Moskal niedaleko - to dobrze, bo to my ukraść krowę. Honved się nam cofa ze skrzydeł- źle, bo to nam...

Czy w danych o bitwie galicyjskiej nie zamieniłeś liczb czasem? Nie mam pod ręką źródeł, ale te podane przez Ciebie świadczyłyby o taktycznym remisie w postaci osłabienia npla, połączonym ze strategiczną porażką (utrata dosyć ważnego terytorium i swobody manewru). Zresztą ani straty, ani sukcesy terenowe nie są jednoznaczną oznaką zwycięstwa (ile do Pl. Czerwonego mieli Niemcy w 1941?)

Co do austriackiego odwrotu w 1914 roku- mam poważne wątpliwości, jak go ocenić. Kwestie, na które zwraca uwagę Bator - a zwłaszcza to, że po odwrocie ta armia była w stanie stoczyć bitwy pod Krakowem i Limanową- dają trochę do myślenia. Czym skończyć się mógł brak odwrotu- pokazuje Tannenberg. Nie widzę niczego zdrożnego w dopatrywaniu się jakichś pozytywnych tego aspektów - skoro my (w sensie: zajmujący się historią Polacy) nadal mówimy o bohaterskim 1939 roku, a mimo szeregu takich właśnie czynów- dostaliśmy arcyłomot. A jednak zajmując się owymi wydarzeniami, kładziemy nacisk na coś innego. Czemu Bator, skoro utożsamia się z CK Monarchią w znacznym stopniu, nie miałby prawa przyjąć podobnej optyki?

Piszesz o Niemcach i Polakach, którzy w czasie operacji Limanowskiej wychodzili z założenia, że czasem trzeba się bronić za wszelką cenę na miejscu. O ile się nie mylę, ten wiejący z okolicznych wzgórz landsturm to byli właśnie Polacy - tak bodajże zapamiętał to Piłsudski. Relację i tę, i spod Łowczówka znam, acz - jak wyżej zauważyłem - ośmielam się miejscami wątpić :D Twierdzenie o decydującej roli 47 DPRez w bitwie moim zdaniem byłoby kontrowersyjne, ale pewnie do obrony. Choć straty mogą świadczyć o różnych rzeczach, w tym np. o taktycznych błędach albo kiepskim dowodzeniu. Przyjmując Twoje dane o 12 tys bagnetów- straty dywizji wyniosły przecież sporo ponad 10% w samych zabitych...
Akurat wywód w WG na ten temat wydaje mi się wybitnie chybiony - na Zachodzie stała linia frontu dopiero z wolna krzepła, więc tłumaczenie strat 47 DPRez przyzwyczajeniem do walk w oparciu o rozbudowany system okopów jest argumentem bez sensu.

A tak na koniec, Leuthen, po starej znajomości- jesteś tu o wiele dłużej, po jakim czasie mordują za OT?

_________________
Prihovárajte sa medveďovi pokojným hlasom - toto môže upokojiť medveďa aj vás


Na górę
Post: 30-07-2010 18:03 
Offline
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09-04-2007 15:28
Posty: 308
Lokalizacja: Wrocław
Witam starego znajomego z forum A-W :) Rozmawiamy w wątku o Juliuszu Batorze i jego poglądach nt. Łemków, ale jak sobie pogadamy o walkach pierwszowojennych w Galicji, to raczej nic się nie stanie. To po prostu tzw. szerszy kontekst :)
Nie wiem, jaka jest granica off-topowania w innych wątkach - ja osobiście nigdy nie dostałem tu ostrzeżenia :wink:

Od razu przechodzę do rzeczy :wink:
1) Tak jest :!: Przestawiłem niechcący liczby z "bitwy galicyjskiej" - większe straty mieli żołnierze austro-węgierscy (ok. 326 000 żołnierzy + 400 armat) - przynajmniej takie dane podaje rosyjski historyk Biełoj w swej "Bitwie galicyjskiej". Julek uznał, że dane rosyjskie są niewiarygodne (to samo zresztą sądzi na ogół o danych niemieckich - tylko dane austro-węgierskie są wiarygodne).
2) Co do odwrotu - pamiętaj, że oprócz strat "fizycznych" są jeszcze moralne. Żołnierze A-W, podobnie jak innych armii (czy to niemieckiej, czy francuskiej, angielskiej, rosyjskiej itd.) szli na wojnę z ogromnym entuzjazmem. Duma z początkowych sukcesów (Kraśnik i Komarów) szybko ustąpiły pola frustracji i zniechęceniu wywołanych odwrotem, utratą ojcowizny (przecież wielu Polaków mieszkało w Galicji Wschodniej i Środkowej, skąd rekturował się np. X CK-Korpus) czy przerażającymi warunkami w czasie odwrotu. Wspomniany Stanisław Sosabowski, później generał i dowódca polskiej I Samodzielnej Brygady Spadochronowej (Arnhem i te klimaty :) ) świetnie opisuje ten etap wojny z perspektywy podoficera (zaczynał wojaczkę we X 1914 pod Przemyślem jako kapral, skończył w VI 1915 jako starszy sierżant, gdy rosyjska kula nad rzeką Leśną trafiła go w kolano i poraziła nerw). Odsyłam raz jeszcze do jego wspomnień, wydanych po polsku w Krakowie w 1990 r.
3) "Niechęć" to trochę zbyt eufemistyczne określenie na uczucia Batora w stosunku do Czechów i Niemców. "Butni Teutoni" to chyba nie jest zwykła niechęć do Niemców? Takie właśnie określenie można znaleźć u Batora. Co do Czechów - byli kiedyś jednym z najbardziej wojowniczych narodów w Europie - w okresie wojen husyckich w XV w. (trochę przypominają mi pod tym względem Szwajcarów - Helweci w starożytności, od których zaczęła się "wojna galijska" Cezara i od których na szwajcarskich znaczkach pocztowych jest nazwa tego kraju: "Helvetia" oraz szwajcarscy najemnicy-pikinierzy czy choćby papieska "Gwardia Szwajcarska", która wyginęła pewnego razu w obronie papieża co do jednego podczas wojen włoskich). Zapominamy jednak, że pacyfizmu nauczyli ich sami Austriacy - brutalnie pacyfikując powstanie w Czechach (II defenestracja praska - 1618 r.) po bitwie pod Białą Górą (1620), kiedy to austriacy wyniszczyli niemal do cna czeską szlachtę. Czesi siedzieli jak mysz pod miotłą aż do 1866 r., tj. do PRZESŁAWNEGO ŁOMOTU, jaki Prusacy sprawili Austriakom pod Sadową (tudzież Hradec Kralove, jak wolą inni). Czesi są za to wdzięczni Niemcom po dziś dzień (nawet jest stosowny napis w katedrze św. Wita na Hradczanach; to cytat wypowiedzi czy też tekstu Bożeny Niemcowej o "wolności, która wyszła z grobu" - właśnie po 1866 r.).
4) Żadnym pamiętnikarzom, z polskimi włącznie, nie należy wierzyć bezkrytycznie. Przykład: słynna opowieść o kolędach, które popłynęły z polskich okopów 24 XII 1914 r. pod Łowczówkiem, co jest totalnym nieporozumieniem, by nie rzec bzdurą. Fakty są jednak takie: cmentarz pod Łowczówkiem kryje szczątki wielu polskich legionistów (dla mnie osobiście najbliższy z nich jest kapral Jerzy Lesiecki, taternik, jeden z ratowników-założycieli TOPR), natomiast honwedów, którzy też tam walczyli, jest podejrzanie mało. Pewnie stąd wniosek, ż Polacy bić się nie umieli?
5) O tym, że "pospolitakami", którzy zwiewali z Jabłońca aż się kurzyło, byli Polacy nie wiedziałem. Masz jakiś argument (bibliografia) na poparcie tej tezy? Oczywiście to nikogo nie rozgrzesza, wszak nasi rodacy na polu bitwy nieraz w historii dawali... yyy... ciała :D To tak, żeby nie było, że każdy Polak to Chuck Norris, Sylvester Stalone i Arnold Schwarzenegger w jednym - jako żołnierz, oczywiście :)
6) Owszem, Niemcy mieli bardzo poważne straty pod Limanową - ponad 10% "aktywnych bagnetów" (na forum A-W czy też IOH przytaczałem dokładną liczbę Niemców poległych pod Limanową - bodajże było ich 1437, ale palca sobie za to uciąć nie dam :) ). Jeśli jednak ktoś chce się wypowiadać krytycznie na ten temat (że straty za duże), ja zwrócę uwagę na austriacki sposób wojowania - "wariant nr 2" (wariantem nr 1 jest odwrót). Austriacy potrafili pchać żołnierzy do walki bez oglądania się na straty. Idiotyzmem było wysyłanie w bój (na Jabłoniec, ale nie tylko) spieszonej kawalerii. W ogóle kto to wymyślił, by kawaleria walczyła w Beskidzie Wyspowym :?: :!: Odpowiedź jest prosta - oni posyłali do walki to, co mieli pod ręką. Hekatomba armii A-W, która dokonała się w Karpatach późną jesienią 1914 i zimą 1914/1915, nie powinna przysłaniać faktu, że poważne straty poniosła ona także wcześniej. Austriacy rozpaczliwie próbowali powstrzymać Rosjan - OK, walczyli o przeżycie. Ale o żołnierzu też trzeba pomyśleć - nakarmić go (najlepiej czymś ciepłym), ubrać, zapewnić zaopatrzenie, schronienie przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi po służbie (przecież nie tkwili w okopach 24 h na dobę nieustannie przez pół roku). Jak porównasz wyposażenie armii niemieckiej i austro-węgierskiej, to stwierdzisz, że w 1914 r. ta druga niezbyt różniła się od armii Franza-Josepha I pod... Sadową (pół wieku wcześniej!). Takie relacje - o kontarście między wyglądem i zachowaniem żołnierzy Wilhelma II i Franciszka Józefa pojawiły się nawet w II wydaniu "WG" :!: Żołnierze niemieccy nie musieli np. nic rekwirować - mieli wszystko co trzeba: od koni, podwód, koców, po jedzenie.
Wracając do "lekkiego" zapóźnienia armii "Najjaśniejszego Pana" - co poniektórzy dowódcy A-W pamiętali z własnego doświadczenia pola bitew 1866 r. (co nie zawsze jest wadą; słynny niemiecki generał - potem feldmarszałek - August von Mackensen, był weteranem wojny prusko-francuskiej 1870/71, a jednocześnie znakomitym dowódcą w Galicji w 1915 r.!; słynny felmarszałek Paul von Hindenburg - ten od Tannenbergu - też był weteranem "wojny sześciotygodniowej", baaa - dostał się pod Sadową do austriackiej niewoli!; oczywiście słynna anegdota opowiadana przez gen. Hoffmanna może zawierać sporo prawdy o jego dowodzeniu w 1914 r. :mrgreen: ).
7) O dowódcach legionowych i ich "wyczynach" na polach bitew września 1939 r. mógłbym założyć osobny wątek :mrgreen: Bator sam zresztą sięgnął po takie porównanie: mianowicie gen. Kusmanka (którego uważa za bohatera, pomimo oczywistych dowodów jego niekompetencji, nie mówiąc o relacjach honwedów z 23 DP - stanowiącej jądro uderzeniowe załogi twierdzy - którzy po prostu go nienawidzili!) zestawił z "d..ą" Langnerem, który oddał Lwów Sowietom (po 10 dniach zaciętej walki z Niemcami!). A ja wtedy spytałem go na forum IOH - a czemu nie porównał Kusmanka z bohaterskim dowódcą obrony Twierdzy Modlin, gen. Thomme? Modlin skapitulował 29 IX, dzień po kapitulacji Warszawy, a tydzień przed zakończeniem walk w Polsce. Wszystko zależy od tego, z kim się porównuje. Langner i Kusmanek wykazywali w jednym bardzo duże podobieństwo - obaj byli służbistami ślepo słuchającymi rozkazów (w przypadku Langnera potwierdza to opinia służbowa, którą wystawiono mu przed IX '39; u Kusmanka potwierdzają to jego decyzje podczas walk o Przemyśl).

_________________
"Historia to świadek czasów, światło prawdy, żywa pamięć, zwiastunka przyszłości" (Tytus Liwiusz)


Na górę
Post: 31-07-2010 21:03 
Offline

Rejestracja: 19-07-2010 12:16
Posty: 378
Tośmy się przywitali :D No to teraz- poszerzam kontekst :D

ad 1) zapewne dosyć ciężko będzie zweryfikować dane, a co do oceny wiarygodności historyków - rzucić monetą, czy jak? W każdym razie do liczb można podchodzić z ostrożnością, na razie innych nie mamy. Proporcje w bitwie galicyjskiej wybitnie na niekorzyść AW dają ciekawy efekt w zestawieniu z danymi (nie podam źródła, ale powtarzają się w kilku publikacjach) nt. strat Rosji i AW poniesionych w Galicji do początku grudnia 1914 (albo do końca, nie pamiętam). Tam proporcje ulegają odwróceniu i jeśli pamięć mnie nie zawodzi, straty rosyjskie są już znacznie wyższe niż austriackie. Zakrawa to na paradoks, skoro na początku wojny Rosjanie zetknęli się ze świeżymi i wyszkolonymi jednostkami, pobili je i zadali straty wyższe od własnych, a potem co- gorszej jakości uzupełnienia sprawiają im łomot? Chyba nie pojawili się tam jacyś Rambo w hechtgrauuniformach ;) Nie wiem też, czy dane z bitwy galicyjskiej obejmują Kraśnik i Komorów, czy tylko jedną i drugą Lipę, Rawę Ruską i tym podobne w rejonie Lwowa?

ad 2) o moralnych stratach pamiętam. Nie znam natomiast wspomnień Sosabowskiego. W tym kontekście nie mam pojęcia (szczerze), czy w świetle późniejszych wydarzeń przerażające warunki odwrotu mają skłaniać do wydania o CK Armii opinii pozytywnej czy negatywnej. Skoro odwrót taki straszny - to dlaczego kiepska armia się nie rozleciała, a podjęła parokrotnie działania ofensywne? Albo odwrót nie taki okropny (wątpię jednak, żeby był sielankowym spacerem), albo armia nie taka fatalna, jak ją malowali i malują, albo splot paradoksów... Nie chcę ferować jednoznacznych ocen, ale daje to do myślenia.

ad 3) co do bitności Czechów- zastanawiam się, ile jest w tym wszystkim prawdy, a ile legendy. Już w czasach "przedbatorowych" słyszałem o tym, że pod Komarowem czeskie pułki biły się nieźle. Nie można nie zauważyć, że na galicyjskich cmentarzach Czechów sporo leży, a nie wierzę, że wszyscy padli w trakcie ucieczki z pola walki, postrzeleni w plecy albo wręcz poniżej... Prawdy z 28 IR też chyba dojść już nie sposób - bo ze zdumiewających powodów w pewnym momencie interes w tworzeniu jego legendy upatrzyły najpierw austriacka, a potem czeska propaganda. Kiedy w Austrii pojawiły się głosy, próbujące prażaków rehabilitować, sami Czesi zaczęli bronić swej arcypatriotycznej historyjki...
Co do stosunku Batora do Czechów i Niemców- gdyby napisał o "Hunach" (co byłoby w tym wypadku z wielu zrozumiałych względów paradoksem ;) ), ale "Teutoni" nie wydają mi się niczym więcej niż niechęcią, jeśli uzupełnił to określeniem "butni". Może JB, Madziar, przejął polski sposób widzenia Niemców? Z niemieckich źródeł nt. Wielkiej Wojny wyziera spore poczucie wyższości wobec sojusznika. Jeśli uznajemy je za nieuzasadnione albo przynajmniej niewspółmierne - to w końcu jest to wyraz buty.

ad 4) Legioniści zapewne bić się umieli, albo dosyć szybko uczyli. Wątpię niestety, aby dało się teraz znaną nam wersję z czymkolwiek skonfrontować. Zastanawia mnie tylko spora doza hazardu w dowodzeniu Piłsudskiego (pod Uliną mógł stracić całą swoją grupę, pod Marcinkowicami- kawalerię), może lepszą decyzją wówczas byłoby cofnięcie się, niż tkwienie na stanowiskach? Może tym razem ryzykowne dowodzenie przyniosło większe straty? Nie znam dokładnie przebiegu starcia pod Łowczówkiem, Drogomira nie mam pod ręką, więc strat honvedów nie porównam.
Natomiast zaciekawiło mnie Twoje wspomnienie o Lesieckim. Z jakich powodów jest Ci on najbliższy, jakieś związki rodzinne czy też punkt styczny tradycji legionowej i taternickiej/turystycznej/ratowniczej?

ad 5) co do pospolitaków - Polaków są źródła, mam tylko spory kłopot z ustaleniem, czy chodzi o Jabłoniec i czy chodzi akurat o ten "zwiew", który spowodował konieczność interwencji huzarów Muhra, w każdym razie - nieco Polaków tam nawiało. Pierwsze ze źródeł cytuje ... Bator, pochodzi to z dzieła nie pamiętam czyjego pt. "Boje pod Limanową"; zapamiętałem z tego piękne określenie "szturmistrzowie" :D Ale żeby coś wiarygodniejszego ;) to samo pisze Piłsudski w "Pierwszych bojach" (s. 190 wydania z 1988r.)- pisze o schodzących z gór luźnych żołnierzach, przeważnie polskich landszturmakach, mówiących o tym że Moskali tak dużo, że nie można do nich strzelać. Kawałek dalej jednak okazuje się, że nie wytrzymały tylko niektóre kompanie, reszta wojska jest natomiast na pozycjach. Na szybko mam problem z analizą tekstu- którego to dnia ma dotyczyć, stąd ciężko mi powiązać to jakoś ze szturmem Muhra. Może byli tam polscy szturmistrzowie ;), zwiali, wprowadzono inne oddziały, załóżmy dowcipnie, że honvedów - zwiali, no i musieli huzarzy się wykazać...

ad 6) co do idiotyzmu zastosowania kawalerii w BW - nie oceniałbym tego tak jednoznacznie. Ale zauważ, że akurat na linii Mszana - Sącz działania prowadziły, zwł. z początku bitwy, niezbyt wielkie siły, a operację prowadzono wzdłuż linii kolejowej, jedynej, na jaką mogli w czasie operacji liczyć Austriacy. Kawaleria mogła być niegłupim pomysłem aby bronić tejże linii przed dywersyjnymi wypadami kawalerii przeciwnika (takie zresztą miały miejsce). Rosjanie przecież w tym rejonie mieli bodaj dwie dywizje kawalerii. Poza tym, jeśli chcesz obsadzić długi odcinek niewielką liczbą ludzi- to już lepiej mieć ich na koniach, a nie wyłącznie na nogach. Tam, gdzie w ramach operacji planowano zdobywanie punktów terenu - czyli w rejonie Łapanowa, Łąkty, Rajbrotu, też przecież częściowo górzystych - nie przypominam sobie obecności kawalerii, albo jakiegoś jej aktywnego udziału. Rozpoznanie kawaleryjskie też jest lepsze niż żadne, a nie wiem, na ile austriacki sztab mógł liczyć na samoloty z Krakowa w zimowej pogodzie karpackiej... Zresztą, Austriacy dopiero co przerzucili 2 Armię dla zachowania ciągłości frontu w Królestwie (żeby nie napisać: dla wsparcia sojusznika), dostając za to pełnokrwistą, ale mimo wszystko tylko jedną dywizję. Ciężko im czynić zarzut, że na odcinek, który miał być ubezpieczany, a nie stanowił planowanego miejsca uderzenia, wrzucili wszystko, co było pod ręką. Potem okazało się, że (jeden raz) kawaleria ta musi szturmować umocnione wzgórze. Idiotyzm? Może, ale czy większym idiotyzmem byłoby nie posłać tam nikogo? Mogli zawsze zrobić coś jeszcze głupszego- patrz Rokitna.... Piłsudski spod Limanowej wspomina malowniczą tyralierę kawalerzystów w czerwonych spodniach, leżących w płytkich okopach wśród śniegu. Ciekawe, czy miał świadomość, że w tego koloru gaciach wojowała wówczas cała armia Francji, nie tylko kawaleria, ale też - a właściwie przede wszystkim -piechota?
Nie do końca zgodzę się z oceną "austriackiego sposobu wojowania". Równie dobrze możnaby niemiecki oceniać w kategoriach dwutaktowego: 1. pakujemy się w kocioł, 2. heroicznie się z niego przedzieramy do swoich (patrz Brzeziny). Złośliwiej: 1. obiecujemy sojusznikowi wsparcie, 2. długo go nie przysyłamy, 3. w końcu wymuszamy oficjalne wystąpienie z prośbą o pomoc. W operacji gorlickiej niemieckie natarcie w zestawieniu z austriackim nie cechowało się jakąś szczególną finezją...
Obawiam się też, że w początkach Wielkiej Wojny większość armii w ataku stosowała sposób pchania do przodu masy bez oglądania się na straty. Bodaj Niemcom zostało tak co najmniej do Verdun, o Anglikach czy Francuzach nie wspominając... Nie wiem, czy w Legionach czegoś podobnego nie zaliczyła na początku kariery II Brygada pod Mołotkowem (nawiązując do pytania o kawalerię - a czy posyłanie piechoty w otwarte pole pod dowództwem oficerów- artylerzystów ma sens? Nie największy, ale innych nie było).
Zdaje się Latinik całkiem dobrze ocenia austriacką regulaminową taktykę ataku, przy czym w swojej książce nie prezentuje się jako austrofil, wręcz na pierwszych kartach nieco łasi się do kraju, w którym karty rozdają leguni, wylewając na Monarchię nieco gorzkich słów. Nie znam dokładnego przebiegu np. ofensyw odblokowujących w Bieszczadach, poza ogólnikami w stylu "uporczywe ataki/ciężkie warunki" niczego nie czytałem, zatem trudno mi się wypowiadać o przedstawionym tam "wariancie nr 2". W czasie operacji limanowskiej trudno się dziwić uporczywości natarć, w końcu jakoś trzeba było tę bitwę wygrać, tak czasem bywa, że atakować trzeba. Pamiętam natomiast opis walk w marcu'15 o Rotundę, gdzie na wybitnie ważny punkt strategiczny nacierały jednostki o sporym potencjale, mianowicie TKJR. I po pierwszej próbie zdobycia wierzchołka, gdy atak okupiony ciężkimi stratami się załamał, nie ponowiono go. A przecież TKJR byli w stanie próbować jeszcze raz, w końcu może by "puściło". Te same jednostki w rejonie Lubinki i Dąbrówki Szczepanowskiej były przecież w stanie front przełamać w maju'15, przy wsparciu artylerii zdaje się mniejszym, niż w rejonie Gorlic, zadając zresztą Rosjanom znaczne straty (sądząc po "obsadzie" tamtejszych cmentarzy). Wydaje mi się, że epizod Rotundy przeczy "wariantowi nr 2".
Odnośnie wyposażenia- racja, CK Armia tutaj była w tyle. W dużej mierze zawdzięczała to ustrojowi państwa- Zgórniak świetnie zestawia wydatki na cele wojskowe Monarchii od 1866 do wybuchu wojny. Kwotowo zdaje się stały nieomal w miejscu, oczywiście malał procentowy ich udział w budżecie. Podobnie- że znów wrócę do porównania z 1939 rokiem - należało pomyśleć o tym, żeby żołnierza wygodnie podwieźć na pole walki, aby do boju szedł bez zmęczenia wielokilometrowym marszem. Ale co, jeśli się nie dało?
Hekatomby armii austriackiej nie da się zakwestionować. Ale sposób wojowania wszystkich ówczesnych armii w 1914 roku przyniósł im nieprzytomne straty - zdaje się, że przez pięć miesięcy tego roku wytracono mniej więcej tylu ludzi, co w ciągu każdego kolejnego okresu dwunastomiesięcznego. Austriacy nie są tu wyjątkiem. Pytanie, czy inaczej dało się zatrzymać silniejszego przeciwnika, który nie "potrafił pchać żołnierzy do walki bez oglądania się na straty", ale nieomal zawsze tak właśnie walczył - u Rosjan jest to wielowiekowa tradycja.
Z tymi dowódcami, pamiętającymi Sadowę- zabiłeś mi ćwieka... Posprawdzałem biogramy tych, którzy mi do głowy przyszli najszybciej- najstarszy z nich w 1866 był trzynastolatkiem...

Anegdoty Hoffmana o Hindenburgu chyba nie kojarzę... Zechciałbyś przybliżyć???

ad 7) porównania to rzeczywiście kwestia doboru materiału porównawczego. Można zatem pytać również, czemu w miejsce Kusmanka nie wstawić kogoś innego:D

_________________
Prihovárajte sa medveďovi pokojným hlasom - toto môže upokojiť medveďa aj vás


Na górę
Post: 03-08-2010 17:21 
Offline
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09-04-2007 15:28
Posty: 308
Lokalizacja: Wrocław
W średniowieczu rycerze też się grzecznie witali przed pojedynkiem, a potem rozpoczynali śmiertelny bój :-) Ale my chyba nie musimy toczyć wojny :P

1) Oczywiście, historycy mają wieczne kłopoty z liczbami (przypominam mi się tytuł artykułu, który czytałem na I roku studiów na przedmiot „Statystyka”; tytuł ten brzmiał: „Historyk wobec liczby” :D). Nie chodzi tylko o straty, ale o liczebność armii etc. Dane, który przytoczyłem, są rosyjskie. Oczywiście każdy lubi przesadzać ku własnej chwale i w kontekście działań w Galicji będą to zarówno Rosjanie, jak i walczący z nimi Niemcy czy armia austro-węgierska.
Rzucanie monetą to nie jest dobry pomysł ;) Natomiast to, co piszę ja, wcale nie musi stać w sprzeczności z Twoimi wiadomościami. Mianowicie: po zakończeniu „bitwy galicyjskiej” straty Rosjan zaczęły rosnąć i przewyższać austro-węgierskie. Widać to zarówno pod Limanową, jak i wcześniej pod Krakowem. Także jesienią 1914 r. zaczynają się na całego walki w Karpatach (z kulminacją w pierwszych miesiącach 1915 r.). Nie twierdzę, że Rosjanie mieli mniejsze straty – wręcz przeciwnie: do czasów bitwy gorlickiej stracili w Galicji łącznie 2,5 mln ludzi (armia A-W, o ile pamiętam, ok. 1-1,5 mln, z czego 220 tys. to zabici). Walki obronne w górach z reguły sprzyjają obrońcom, zresztą rosyjski sposób wojowania „ustępował” (eufemistycznie rzecz ujmując) w wielu przypadkach austro-węgierskiemu (ale Rosjanie potrafili się bić, o czym boleśnie przekonali się żołnierze Franciszka-Józefa I; to nie jest tak, że Rosjanie wygrywali tylko mając przewagę 5:1 ŕ patrz przytoczony przykład z Jury, z tym że tam z jednej strony była rosyjska dywizja gwardyjska, a z drugiej trzy dywizje Landwery czy innego Lansturmu :-) ).
2) Szczerze polecam lekturę wspomnień Sosabowskiego w kontekście PWS (ale nie tylko! ;-) ). Tu nie chodzi o to, że armia się rozleciała czy nie rozleciała, ale jakie miała straty! Sosabowski pisze, że z 250 ludzi, z którymi ruszał w pole na początku jesieni 1914 r., w połowie czerwca 1915 r. było w linii 3 (słownie: trzech)! Sosabowski wspomina nie tylko o fatalnych warunkach odwrotu, ale także potem – podczas walk w zaśnieżonych Karpatach, gdzie żołnierze musieli spać na gołym śniegu (bo nie „gołej ziemi”)!
Ja nie twierdzę, że armia A-W walczyć nie potrafiła. Uważam jednak, że nie dorównywała wyszkoleniem, a przede wszystkim wyposażeniem niemieckiej. Niemcy po prostu popełniali mniej błędów i potrafili walczyć efektywniej (co nie znaczy, że nie ponosili kompromitujących porażek albo nie podejmowali fantastycznych akcji – jak atak na Warszawę jesienią 1914 r.).
3) Sprawa 28 „praskiego” Pułku Piechoty obrosła legendą. Po polsku najwięcej napisał na ten temat chyba Antoni Kroh w „O Szwejku i o nas”. Pewnie to czytałeś? Całkiem to logiczne, co pisał (czytałem dawno temu w Muzeum w Gorlicach, więc się nie rozpiszę zanadto). Z czasem każde wydarzenie może nabrać nowego znaczenia – bo jest coś takiego jak „pamięć społeczna”, niezależna od prac i poglądów historyków zawodowych, czyli jak ludzie (ogół) zapamiętali lub postrzegają dane wydarzenie. W Polsce nie każdy np. twierdzi, że wprowadzenie stanu wojennego było złe. Wręcz przeciwnie – co poniektórzy do dziś głoszą, że to uratowało Polskę od inwazji ZSRR i państw Układu Warszawskiego (czyli powtórka z Czechosłowacji z sierpnia 1968 r.). Choć jest to poboczny tor rozważań dodam, że z opublikowanych (odtajnionych) dokumentów radzieckich wynika, że to „oświecony” czterogwiazdkowy polski generał nalegał i ponaglał Breżniewa do działań, pisząc o konieczności „ochrony robotników przed wpływami Solidarności”. Jeśli ta „ochrona” wyglądała tak jak w kopalni „Wujek”, to ja bardzo dziękuję…
„Teuton” to w Polsce dość jednoznacznie negatywne określenie Niemca, nawet bardzo pejoratywne – kojarzące się z Krzyżakami, gwałtami, uciskiem, butnością etc. „Hun” to pogardliwe określenie Niemców w strefie anglojęzycznej, rzadko spotykane w Polsce.
Poczucie wyższości Niemców nad A-W ujawniło się w pełni już w trakcie przygotowywania ofensywy gorlickiej (kwiecień 1915 r.), a sukces (odbicie Galicji, potem zajęcie Lubelszczyzny) systematycznie to poczucie wzmacniało. Zresztą kto ratował skórę Monarchii pod Łuckiem w 1916 r.? Niemcy, walczący już w dwu dużych bitwach: pod Verdun i nad Sommą! Zresztą zdarzały się przypadki wstępowania Niemców na ochotnika do armii A-W, gdzie odgrywali poważną rolę (może w przyszłości przytoczę obszerne wywody nt. bohatera mojej magisterki, G.O. Dyhrenfurtha, który będąc Niemcem w austriackim mundurze jako oficer zapobiegł ciężkim stratom w oddziałach A-W podczas lawiniastej zimy 1915/1916 r. w masywie Ortlera czyli najwyższego szczytu Austro-Węgier).
4) Piłsudski nie posiadał, z tego co mi wiadomo, żadnego wykształcenia stricte wojskowego (ukończenie np. szkoły oficerskiej), nie mówiąc o kursie sztabowym, a mimo to był brygadierem! Może stąd jego hazardowe (czy też nie do końca przemyślane decyzje). Pod Łowczówkiem „Ziuk” nie dowodził – zastępował go tam Sosnkowski (szef sztabu), który był już oficerem armii A-W.
Jerzy Lesiecki jest mi bliski nie w sensie więzów krwi, ale jako człowiek gór. Jak wielu innych ratowników i toprowców (z Panem Naczelnikiem, czyli Mariuszem Zaruskim na czele) poszedł się bić w 1914 r. Nie dane mu było doczekać niepodległej Polski. Jest jednym z najsłynniejszych taterników „epoki heroicznej” (przed I wojną światową), ponieważ był współuczestnikiem (jedna z 4 osób) pierwszego wejścia południową ścianą Zamarłej Turni (w lipcu b.r. minęła 100 rocznica tego wydarzenia) – pierwszej drogi wspinaczkowej w Tatrach o skali nadzwyczaj trudnej (obecnie – VI).
5) To będę wdzięczny za wyjaśnienie sprawy w przyszłości – tak z ciekawości ;)
6) Oczywiście, w dolinach kawaleria dobrze się sprawdza, ale na szczytach miewa problemy. Kawalerzyści Muhra nie mieli saperek, bagnetów i nie szkolono ich do pieszej walki wręcz! Na cmentarzu na Jabłońcu spoczywają kawalerzyści z kilku innych pułków (nie tylko z 9 pułku huzarów dowodzonego przez Muhra). Moim zdaniem Austriacy zatykali w krytycznej fazie bitwy linię tym, co mieli pod ręką. Nawiasem mówiąc – w 1745 r. (podczas tzw. II wojny śląskiej) żołnierze pruscy walczyli z Austriakami pod Kamienną Górą (bój w dniu 22 V – dwa tygodnie przed kolejnym „przesławnym laniem” pod Strzegomiem-Dobromierzem). Pruska kawaleria (huzarzy) szarżowała tam przez wzgórza (przekraczających nawet 500 m n.p.m.) na austriackich piechurów z dobrym rezultatem :-)
Rokitna i nasza narodowa mitologia (martyrologiczna) to kolejny temat-rzeka :-) Jakiś francuski oficer obserwujący szarżę angielskiej Lekkiej Brygady pod Bałakławą (wojna krymska) miał powiedzieć: „To jest bardzo piękne, ale tak nie prowadzi się wojen!”. Racja!
Tak, o tym, dlaczego Łódź nazwali Niemcy po wkroczeniu do miasta „Litzmannstadt” długo by opowiadać :-) Operacja łódzka 1914 r. trochę mnie interesuje. Niemcy, jak wspomniałem, patrzyli od dawna „z przymrużeniem oka” na Austriaków, z którymi parokrotnie spotykali się wcześniej po dwu stronach barykady (1740-1763, 1866) na ogół z fatalnym skutkiem dla mieszkańców państwa Habsburgów. Podczas bitwy pod Gorlicami parokrotnie (co najmniej!) obawy Niemców w pełni się zmaterializowały – że nie wspomnę o nieszczęsnych honwedach z 39 DP szturmujących wzgórze Wiatrówki 2 V 1915 r. Juliusz Bator stwierdził w „Wojnie galicyjskiej”, że współdziałali z pruską 2 DPGw. w zajęciu Staszkówki. Jak wyglądało to współdziałanie, wyjaśnił mi Jarek Centek pokazując mapkę działań Gwardii pod Staszkówką i informacje z meldunków tejże 2 DPGw. Na mapce od strony Węgrów była strzałka z napisem „Russische Gegenstosse”, a w meldunkach info o regularnym ogniu flankowym z kierunku, gdzie powinna być węgierska piechota!!!

Co do TKJR – wybrałeś dosyć kiepski przykład. Fakt, była to znakomita piechota, świetnie nadająca się do walk w górach. Skoro była jednak taka świetna, czemu nie zdobyła Rotundy? Kto był na Rotundzie lub widział ją np. z Jaworzyny Konieczniańskiej, ten oczywiście wie czemu. Drugi atak byłby samobójstwem! Widać mieli bardziej rozsądnych oficerów niż inne jednostki austro-węgierskie…
TKJR-y w walce pod Tarnowem w maju 1915 r. niesamowicie się wykrwawiły. Nawet autor zapomnianej, lecz arcyciekawej i przepięknej powieści wojennej „Kaiserjaeger im Osten”, Sepp Dobiasach (polecam lekturę – niewątpliwie to powieść autobiograficzna!), napisał że tamte tereny („Głowa cukru”, „Podkowa”, „Wzgórze 419” itp.) to „wielki cmentarz strzelców cesarskich”. Być może za kilka miesięcy będzie w Małopolsce konferencja pierwszowojenna. Chcę na niej wygłosić referat o działaniach XIV CK-Korpusu pod Tarnowem w dniach 2-6 maja 1915 r. Chodziłem trochę po terenach tych walk, mam sporo materiałów – nic, tylko coś stworzyć ;-) Generalnie korpus gen. Rotha miał chronić flankę 11 Armii, co by Rosjanie nie uderzyli przypadkiem na jej tyły – a taka groźba była dosyć realna, jeśli popatrzy się na linię frontu 2 V 1915 r. na Wale Rychwałdzkim!
Oczywiście trudno porównywać potencjał wojenny Niemiec i A-W. Te pierwsze to duży kraj silnie uprzemysłowiony, zaś A-W dużo mniejszy kraj rolniczy (uprzemysłowione były chyba w największym stopniu Czechy).
Oczywiście, że Niemcy mieli także ogromne straty w 1914 r. i później. Anglicy chyba sami nie wierzyli w to, co zdziałały ich karabiny maszynowe w sierpniu 1914 r. i tak powstała legenda o „aniołach z Mons”. Anglicy 1 VII 1916 r. przeszli najkrwawszą łaźnie w swej historii: 21 500 zabitych w jeden dzień, z czego większość w ciągu pierwszych dwu kwadransów ataku. „Pierwszy dzień nad Sommą” przeszedł do historii jako bezsensowna rzeź, a przecież mimo to gen. Haiq nie stracił stanowiska. Idiotyzmy w stylu nieprzeciętnych zasieków, przez co zmasakrowano całe pułki, były tego dnia normą. Super!
Nie wiem, ilu dowódców różnego szczebla pamiętało w armii A-W Sadowę (nie chodzi tylko o armie i korpusy, ale głównie o dywizje i pułki, zwłaszcza „okołolanszturmowe” i „landwehrowe”), ale skoro u Niemców byli, to u Austriaków pewnie też. Hindenburg pewnie za bardzo się nie chwalił swą niewolą w zwycięskiej dla Prusaków bitwie :D

Co do anegdoty – znany niemiecki gen. Max von Hoffmann oprowadzając w latach 20. XX w. grupę ludzi (wojskowych, czy też cywili) po kwaterze głównej Hindenburga z czasów sławnej bitwy pod Tannenbergiem miał powiedzieć: „To jest łóżko, w którym generał Hindenburg spał przed bitwą i po bitwie, a mówiąc między nami – także w czasie bitwy” :-))))) Oczywiście chodziło o podeszły wiek pogromcy Rosjan (jeśli dobrze pamiętam, pod Sadową dostał się do niewoli jako 17-letni kadet lub podporucznik, jeśli w momencie wybuchu wojny dostał automatycznie awans) i związane z nim częste drzemki ;-)

7) Oczywiście – choćby gen. Auffenberga ;-)



Pozdrawiam
Leuthen

_________________
"Historia to świadek czasów, światło prawdy, żywa pamięć, zwiastunka przyszłości" (Tytus Liwiusz)


Na górę
Post: 03-08-2010 20:23 
Offline
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09-04-2007 15:28
Posty: 308
Lokalizacja: Wrocław
Jeszcze coś w kwestii wątku, który sam założyłem - opinia Juliusza Batora o forum "Sercu bliski Beskid Niski", wyrażona dziś na forum IOH (cytat): "[...] do dyskusji wybieram sobie takie forum internetowe jakie mi odpowiada.
"Beskid Niski", czyli lokalne forum propagandowe łemkowskiej mniejszości narodowej opanowane przez grono religijnych fanatyków prawosławia i ich wszechsłowiańskich sympatyków może sobie pisać co chce i nie widzę powodu abym się w takie zabawy włączał. Z reguły nie uczestniczę w żadnych forach mniejszości religijnych ani etnicznych, bo mnie to nie bawi i ani nie może poszerzyć moich zainteresowań, ani potrzebnych mi informacji. Ja zaś do takiego towarzystwa nie mogę wnieść niczego co mogłoby zainteresować jego uczestników pogrążonych we wzajemnej adoracji. Nie pisałem też swojej książki dla rusofilów, mniejszości łemkowskiej, ani opluwaczy monarchii AW. Jeśli dostali moją publikacje w swoje ręce - nie mogę im zabronić czytać i komentować, lecz ich opinie są dla mnie całkiem obojętne i nie mogą mnie zaskoczyć - ponieważ z natury rzeczy są to komentarze wrogie i nie spodziewałem się z tej strony nigdy niczego innego. Nigdy nie zamierzałem takich kręgów przekonywać do swych racji, ani przyciągać do grona sympatyków Austro-Węgier. Niech idą z Bogiem (lub bez Boga) swoją drogą. Nie zamierzam im przeszkadzać w medytacji i kontemplacji nad losami dobrowolnych męczenników i życzę zdrowia. Tyle o "Beskidzie Niskim - sercu bliskim"." (źródło: http://www.ioh.pl/forum/viewtopic.php?t=16761&start=50)

Ktoś ma jeszcze złudzenia co do osoby autora "Wojny galicyjskiej" :?: :roll:

_________________
"Historia to świadek czasów, światło prawdy, żywa pamięć, zwiastunka przyszłości" (Tytus Liwiusz)


Na górę
Post: 09-08-2010 08:35 
Offline

Rejestracja: 19-07-2010 12:16
Posty: 378
No cytat "interesujący" i nie do przecenienia w aspekcie poglądowym, acz JB wydaje mi się mógłby tutaj znaleźć wielu mniej lub bardziej łemkożerczo nastawionych forumowiczów :D

A co do pozostałych, rozlicznych wątków (albo części z nich):
1) z tymi mniejszymi stratami obrońców to racja, tyle że nie było przecież w Karpatach tak, żeby armia AW broniła się ciągle, a Rosjanie tylko atakowali. W końcu przez kilka miesięcy założeniem było odblokowanie Przemyśla... Zmiana w proporcji strat po bitwie galicyjskiej może np oznaczać, że Austriacy czegoś się jednak na (bolesnych) błędach nauczyli...
Co do Jury- ja bym jednak pamiętał, że w liczbie dywizji armia AW tam mocno przeważała, natomiast w liczbie żołnierzy - siły były dość wyrównane. Z drugiej strony pewnie nie było tak, żeby jedna rosyjska dywizja odpowiadała liczebnością trzem austriackim, ale nie oznaczało to mimo wszystko przewagi AW 3:1.
3) Kroha czytałem.
Co do Teutona - śmieszy mnie to, że ten faktycznie nieco (dla mnie jednak nadal: nieco) pejoratywny zwrot ma chyba to samo źródło, co Deutsch (bywało, że 4 CK pp pisano jako "-Teutschmeister"). Butność jest dla mnie także cechą cudowną, bo nie lubiąc jakiejś nacji każdy przejaw jej dumy nazwiemy butnością :D W kontekście WG i JB Hun z kolei wydaje mi się wręcz pozytywnym określeniem, skoro to Węgrzy odwoływali się w swej "mitologii" do Atylli.
Stan wojenny - dużo by pisać, odruchowo przyznaję rację Twojej wersji, bo chyba bardziej prawdopodobna. Z ręką na sercu muszę jednak napisać, że stuprocentowej pewności nie mam.
Co do Łucka- były też rezerwy sprowadzane z Tyrolu, gdzie Austriakom niewiele już brakowało do zejścia z gór w doliny i odcięcia większości armii makaronów (tu z premedytacją nazywam agresorów określeniem pejoratywnym, przyznaję bez bicia :D) - armia AW też toczyła tam ciężkie walki. W odróżnieniu od aliantów, Państwa Centralne prowadziły wojnę na nieszczęśliwie wielu frontach - w tym zwłaszcza AW nie miały nadmiaru sił i środków.
4) Piłsudski - racja, żadnego.
Interesujące, że wszyscy czterej pierwsi zdobywcy pd ściany Zamarłej byli w Legionach. W czasie służby w nich zmarł także Jerzy Żuławski- ojciec paru taterników, w tym "Wawy". Wątki taternicko-ratownicze w kontekście Wielkiej Wojny można by długo omawiać...
5) na razie nie mam pomysłu, jak to wyjaśnić, ale jak coś, znać dam :D
6) Broniłbym przykładu Rotundy. Gdyby rzeczywiście chciano tam działać bez oglądania się na straty- atak zapewne by ponowiono, a TKJR raczej staraliby się to wykonać. Pierwszy atak był koniecznością, bo Rusy Rotundę zajęły "przypadkiem" i nie wiadomo było, czy zdążyli się tam porządnie umocnić i co tak naprawdę mają na szczycie. Brak podjęcia takiej próby byłby oddaniem starcia walkowerem.
Sama obecność na Rotundzie nikomu nic dziś nie wyjaśni- a może komuś nasunąć wątpliwości, jak Rosjanie się mogli obronić w tak gęstym lesie ;) Mam też wrażenie, że w tej kampanii różne jednostki, niekoniecznie TKJRy, atakowały co najmniej tak samo parszywy teren- niedawno oglądałem sobie stoki tzw. Czyżyczki (Łysa Kopa/Patria), atakowanej wielokrotnie, czasem skutecznie, przez oddziały AW w czasie operacji limanowskiej. Chyba równie nieprzyjemne... Teren natarcia w czasie operacji gorlickiej w dolinie Sękówki też musiał nie nastrajać optymistycznie- wystarczy tylko wyobrazić sobie, że zamiast obecnych cmentarzy mamy zgrupowania gniazd km... Nadal uważam, że podjęcie przynajmniej próby odzyskania Rotundy miało sens.
TKJRy w ogóle nie miały łatwego życia- wcześniej przecież bez przerwy w akcji, pod Krakowem (parę czytelnych nagrobków na cm. Rakowickim), w czasie operacji limanowskiej (cmentarze w rejonie Sobolowa), później jakieś dwa spokojniejsze miesiące w rejonie Sękowej - i front koło Regetowa. Chyba prosto stamtąd zostali wyciągnięci i posłani pod Tarnów. Jednak tam, na odcinku ataku XIV K, leży równie dużo Rosjan. Więc to także spory cmentarz carskiej armii...
"Kaiserjager im Osten" jest gdzieś w Polsce dostępne? Konferencja kiedy i gdzie?

Pozdrawiam!

_________________
Prihovárajte sa medveďovi pokojným hlasom - toto môže upokojiť medveďa aj vás


Na górę
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat  Odpowiedz w temacie  [ Posty: 48 ]  Przejdź na stronę Poprzednia 1 2 3 4 Następna

Strefa czasowa UTC+01:00


Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 177 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Limited
Polski pakiet językowy dostarcza Zespół Olympus.pl