Miło Cię słyszeć po tygodniu, tom1915 (już się bałem, że zniechęciło Cię czekanie trzy doby na moją odpowiedź
).
Mam nadzieję, że bardziej niż cytat wypowiedzi Batora o tym forum (nie pierwszy raz wypowiada się ex-catedra o sprawach, których dokładnie nie zna, ale ma zawsze dużo do powiedzenia na ich temat
) spodobała Ci się anegdota z gen. Hoffmanem, Hindenburgiem i Tannenbergiem
Nawiasem mówiąc – polecam Ci książkę Geoffreya Regana „Błędy militarne” (Warszawa 1992), z której ją zaczerpnąłem. Jest tam kilka ciekawostek także o armii „Najjaśniejszego Pana”, dających dużo do myślenia... Bator, gdy przytoczyłem jedną z nich, od razu zmieszał tą książkę (a raczej jej autora) z błotem, choć zapewne ode mnie po raz pierwszy dowiedział się w ogóle, że taka istnieje. Ale to akurat dla niego typowe
1) Jasne, każdy się na wojnie uczy – problem polega na tym, że błędy dowódców w czasie pokoju (przesuwanie chorągiewek na mapach, a żołnierzy po terenie ćwiczeń) mogą skutkować obsztorcowaniem tego czy innego oficera, w czasie wojny za błędy „góry” płacą krwią „doły”. To, co się działo w Karpatach późną jesienią 1914 r., zimą 1914/1915 r. oraz wczesną wiosną 1915 r. przekracza nasze zdolności percepcyjne! Słowa „rzeź”, „hekatomba”, „dramat” czy „katastrofa” są zbyt słabe. Te góry wessały zdrowie i życie setek tysięcy ludzi, a opowieści o zabarwionej na czerwono krwią wodzie w potokach spływających słynną „Doliną Śmierci” koło Dukli jesienią 1944 r. można równie dobrze przenieść 30 lat wcześniej...
W kwestii działań wojennych jesienią 1914 r. na Jurze Krakowsko-Cżestochowskiej – polecam książkę braci Ormanów (Piotra i Krzysztofa) pt. „Wielka Wojna na Jurze” (Kraków 2008). Sami autorzy (znam osobiście Piotra Ormana) są świadomi jej mankamentów, ale po raz pierwszy po polsku przedstawiono tak obszernie działania wojenne w tym rejonie oraz związane z nimi cmentarze wojenne. Przygotowywane jest II, uzupełnione wydanie
3) [A gdzie zagadnienie nr 2 – np. deklaracja, że przeczytasz wspomnienia Sosabowskiego?
:P:P] Oczywiście, żadna cecha nie jest przypisana do danego narodu/kraju i takie czy inne określenie jest oceną subiektywną.
Co do Węgrów – owszem, odwoływali się do Attyli (skoro miał obóz nad Cisą, czemu nie?
). Przy okazji – zastanawiam się, jakie są relacje na linii Niemcy-Węgry? Tzn. gdyby zrobić tabelkę, kto z kim w Europie się lubi (np. Czesi-Niemcy), a z kto z kim nienawidzi (np. Anglicy-Francuzi, Słowacy-Węgrzy etc.), to w której rubryczce byśmy ww. parę umieścili? Tak pytam, bo Niemcy mają pewne (sięgające ponad 1000 lat wstecz) zaszłości historyczne z Węgrami (co by tu nie opisywać szerzej okoliczności powstania I Cesarstwa Niemieckiego w 962 r.
). Znów wjeżdżając na poboczny tor – niezastąpiony autor „Wojny galicyjskiej” lubi mówić o Węgrach jako etnicznej ludności tego czy innego obszaru „zapominając”, że „praojcowie” Madziarów przybyli na teren obecnych Węgier trochę później, niż np. Rzymianie, którzy urządzili tam sobie (pierwej ten obszar podbijając) prowincję Panonię z ogromnym jak na starożytność miastem Aquincum (obecnie ruiny na terenie Budapesztu; nawiasem mówiąc było to najdalej na północny-wschód wysunięte miasto rzymskie w całym Imperium Romanum). Namiestnikiem Panonii był swego czasu przyszły cesarz Hadrian (ten od pewnego wału w Anglii i mauzoleum w Rzymie, znanego obecnie jako Zamek św. Anioła). Przepraszam za off-topic
Nie twierdzę, że Łuck wygrano tylko dzięki Niemcom i tylko ich rękami. Wojny od dawna (przynajmniej od wojny trzydziestoletniej, jeśli nie wcześniej) były systemem naczyń połączonych – jak ma się za krótką kołdrę, to wszystkiego za diabła nią nie przykryjesz
Nie mam nic przeciwko określaniu mieszkańców słonecznej Italii „makaroniarzami”. Przecież wiadomo, że Pan Bóg stworzył Włochów, żeby Austria też mogła od czasu do czasu zwyciężać w bitwach
Co mówić o armii, która naprawdę poważne zwycięstwa w I wojnie światowej nad A-W odniosła latem i jesienią 1918 r., gdy armia Monarchii Naddunajskiej już się sypała na całego (Piawa, Vittorio-Veneto). Wcześniej jakoś zbierała regularne baty, choć czasem był to skutek sytuacji „siła złego na jednego” (gazowanie włoskich pozycji z błogosławieństwem
bł. Karola I etc.).
4) Mnie osobiście bardziej interesują losy polskich taterników na frontach II wojny światowej. W zeszłym roku Józef Nyka, którego przedstawiać Tobie chyba nie trzeba, opublikował książeczkę „Taternicy Ojczyźnie 1939-1945” (dostałem w prezencie od autora „pod choinkę” z miłą dedykacją). Wielu taterników – nie tylko polskich – biło się w I wojnie światowej, by – jako przykład - po raz wtóry w tym wątku przytoczyć postać G.O. Dyhrenfurtha działającego jako „referent alpejski” na froncie tyrolskim i w Dolomitach (ma super zdjęcia w austro-węgierskim mundurze oficera!
). Zresztą przyszły "profesor himalajski" po raz ostatni w swym życiu odwiedził Tatry podczas urlopu frontowego - w 1918 r.
5) Czekam cierpliwie. Jak mi powiedział kiedyś kustosz we wrocławskiej Bibliotece Uniwersyteckiej: „Historia to nie jest nauka, gdzie trzeba się spieszyć”
6) Toć ja napisałem, że TKJR 1 miał rozsądnych oficerów, skoro nie pchali niepotrzebnie ludzi na rzeź w marcu 1915 r.! Z tą rzezią to zresztą tak nie do końca (w porównaniu np. z tym, co 2 miesiące później działo się pod Tarnowem :/), bo z 42 pochowanych na cmentarzu nr 51 na Rotundzie żołnierzy austro-węgierskich tylko 9 należy do 1 Pułku Cesarskich Strzelców Tyrolskich!
W tej armii austro-węgierskiej coś za dużo rzeczy działo się przypadkiem
Przypadkiem stracili najważniejszy punkt taktyczny w okolicy (w najbliższym otoczeniu wyższa jest tylko Jaworzyna Konieczniańska na grzbiecie granicznym!)
Nie tylko Rotunda to „parszywy teren” – cały Beskid Niski jest kiepski dla atakującego (ile tysięcy poległych i rannych na przestrzeni lat 1770-1947 się o tym przekonało na własnej skórze?!). Szedłem np. dwukrotnie odcinkiem szlaku granicznego przez Kamień nad Jaśliskami (814 m). W obu przypadkach wtedy padało. Ja dziękuję za tkwienie w okopach w takim miejscu i w takich warunkach – o zimie i atakowaniu pod górę nie wspominając! A poległych są na cmentarzach leśnych po obu stronach drogi granicznej setki żołnierzy cara i cesarza...
TKJR-y uważam za osobiście za elitę armii A-W, podobnie jak kilka „regularnych” pułków (moim ulubionym jest 59 „salzburski” z tegoż samego XIV korpusu). Nie dziwi fakt, że rzucono ich w najgorętsze miejsca i ponosili często ogromne straty! Nie przeczę, że Rosjan zginęło pod Tarnowem mało. Ba! Pewnie leży ich tam więcej niż „Tyrolczyków”. Ale to Austriak napisał w przytaczanej powieści słowa o „wielkim cmentarzu” – ja je tylko powtórzyłem
Powieść „Kaiserjager im Osten“ jest w Polsce dostępna – na ten przykład: jeden egzemplarz leży na moim biurku w sąsiednim pokoju
Kupił ją mi znajomy na e-bayu za jakieś 15 Euro. Było warto!
Co do konferencji, to organizuje ją stowarzyszenie „CRUX GALICIAE”, więc do nich powinieneś kierować zapytania o miejsce i czas. Ja mam tam tylko wygłosić referat o działaniach XIV Korpusu gen. Rotha pod Tarnowem w maju 1915 r.
Czyżbyś reflektował na własny referat?
))))
PS 1 Panie Krzysztofie („KG”) – to ciekawe, że Lesiecki jest wymieniony w gazecie jako szeregowiec, choć na tabliczce nagrobnej pod Łowczówkiem jest skrót stopnia „Kpl.” (kapral). Awans pośmiertny czy też w Legionach były inne stopnie polskie, a inne austro-węgierskie (nie zajmuję się aż tak dogłębnie polskimi drogami do niepodległości w latach 1914-1918, by to wiedzieć :/)?
PS 2 „W stronę Pysznej” to jedna z najlepszych książek tatrzańskich, jakie czytałem (obok „Na bezdrożach tatrzańskich” Zaruskiego, „Z dziejów taternictwa. O górach i ludziach” Chwaścińskiego, „Flirtu z Czarną Panią” Długosza i „Wołania w górach” Jagiełły)!